Pałac w Zdzięciole znowu idzie pod młotek

W Zdzięciole (obwód grodzieński) po raz kolejny wystawiono na licytację były pałac Radziwiłłów i Sołtanów. Tylko tym razem cena wywoławcza zamiast spaść – wzrosła. Jak głosi informacja na stronie Goskomimuszczestwa, owa cena zabytku wynosi teraz ponad 30 963 rubli białoruskich.

Obecny wygląd pałacu w Zdzięciole, fot. Igor Karpowicz

Zgłoszenia do udziału w aukcji przyjmowane są do 5 sierpnia. Targi zaś mają być zakończone w dniu 11 sierpnia. Warunkiem, który będzie musiał spełnić nowy właściciel, jest oddanie budynku do użytku w ciągu trzech lat od momentu jego nabycia, w wypadku zaś przeprowadzenia prac rekonstruktorskich – nie później niż za pięć lat od podpisania umowy sprzedaży. Odpowiednie zresztą są niezbędne, gdyż pałac od lat stoi pusty. Innym warunkiem nabycia zabytku jest późniejsze rozmieszczenie w nim obiektów biznesowych, naukowych, medycznych albo sportowych.

Portret Stanisława Radziwiłła autorstwa Marcina Franciszka Wobego. Ok. 1758 r.

Zespół pałacowy w Zdzięciole pochodzi z połowy XVIII wieku. Jego rozkwit przypada na okres, gdy właścicielem miejscowych dóbr był Stanisław książę Radziwiłł (1722–1787), podkomorzy wielki litewski. Stanisław Radziwiłł był fundatorem m.in. kościoła Znalezienia Krzyża Świętego w Żyrmunach. Kawaler Orderu Orła Białego (1757). Dzięki jego staraniom wokół pałacu został założony park krajobrazowy z siecią kanałów oraz kilkoma pawilonami udekorowanymi prawdopodobnie przez Jana Piotra Norblina. Córka Stanisława, księżna Franciszka Teofila, wniosła Zdzięcioł w posagu do rodziny Sołtanów.

Adam Sołtan – ostatni dziedzic na Zdzięciole

Ostatnim właścicielem pałacu był Adam Sołtan (1792–1863). Od wczesnej młodości przez swoją działalność pan na Zdzięciole bywał w swoim majątku rzadkim gościem. Mając zaledwie 16 lat, zamiast studiów w Akademii Wileńskiej, dokąd został wysłany, wyjechał do Księstwa Warszawskiego, by tam wstąpić do wojska. Biorąc udział w kampanii 1812 r. został ranny i dostał się do niewoli rosyjskiej, skąd powrócił dopiero po zawarciu pokoju. Następnie służył w armii Królestwa Kongresowego, lecz podał się do dymisji. Podczas powstania listopadowego utworzył z podległych włościan i okolicznej szlachty oddział, z którym prowadził wojnę partyzancką w Puszczy Białowieskiej. Po upadku powstania Adam Sołtan udał się na emigrację. Majątek w Zdzięciole został skonfiskowany przez władze carskie. Pałac początkowo przeznaczono na koszary dla rosyjskiej kawalerii, następnie zaś na więzienie.

Fragmenty podgzymsowej dekoracji i nadokiennej sztukaterii, fot. Igor Karpowicz


W okresie II Rzeczypospolitej pałac znalazł się w rejestrze dóbr państwowych. Urządzono w nim szkołę i schronisko dla dziewcząt uczących się tkactwa, szycia i gospodarstwa domowego. Spadkobierca Adam de Virion, syn Włodzimierza i Stefanii Ludwiki z Sołtanów, starał się o odzyskanie zarekwirowanego niegdyś majątku jego pradziadowi, Adamowi Sołtanowi, za udział w powstaniu listopadowym. Starania te zakończyły się pomyślnie i zdzięciolska posiadłość została zwrócona spadkobiercom. Nie na długo jednak – wkrótce wybuchła II wojna światowa, po której zakończeniu Ziemia Nowogródzka znalazła się w BSRR.

W okresie powojennym w pałacu przez długi czas mieścił się szpital rejonowy, a następnie przychodnia stomatologiczna. Wraz z oddaniem do użytku w latach XX w. nowego bloku szpitalu budynek zamieniono a magazyn, a później w ogóle zamknięto.

Po dawnej rezydencji Radziwiłłów i Sołtanów oprócz budynku pałacu pozostały elementy parku i stawy oraz jeden budynek gospodarczy. Budynek pałacu, mimo ściemniałego i odpadającego miejscami tynku, nadal przyciąga uwagę rzeźbionymi dekoracjami późnego baroku i rokoka. Są to girlandy, medaliony, ornamenty. Jednym z najciekawszych elementów jest naczółek z tarczami herbowymi Radziwiłłów i Zawiszów.

Współczesne otoczenie pałacu nijak przystaje do zabytkowej budowli. Trafnie o tym napisano na stronie dworypogranicza.pl: „Zbudowany niedawno wielki blok szpitalny, stojący obok socrealistyczny pomnik… przytłaczają swą krzykliwą banalnością to, co pozostało jeszcze z barokowo-rokokowej rezydencji”.

We wrześniu ubiegłego roku pałac bezskutecznie próbowano sprzedać za symboliczne 145 rubli. Cóż takiego się stało, że nie zważając na to, iż zabytek jeszcze bardziej się zestarzał – cena wywoławcza wzrosła ponad dwustukrotnie? Próżno szukać odpowiedzi u urzędników. Może się znalazł potencjalny nabywca? Odpowiedź jednak może być prosta – władze pilnie potrzebują pieniędzy.

Ilustracja na górze artykułu: Napoleon Orda. Zdzięcioł. Pałac Sołtanów. Widok od strony rzeki Zdzięciołki. Ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie.

Igor Karpowicz

Z rodu Wańkowiczów na Mińszczyźnie

Ród Wańkowiczów znany był w dawnym Wielkim Księstwie Litewskim. Walenty Wilhelm Wańkowicz herbu Lis, znany malarz, przedstawiciel klasycyzmu, przyjaciel Adama Mickiewicza, autor znanego Portretu Adama Mickiewicza na Judahu skale, członek wileńskiej szkoły malarskiej.

Urodził się 14 lutego 1799 r. w majątku rodowym Kałużyce, w pobliżu miasta Berezyna. Był synem Melchiora Wańkowicza, sędziego mińskiego i Scholastyki z Goreckich herbu Dołęga, siostry Antoniego Goreckiego, późniejszego zięcia Adama Mickiewicza.

Brat Walentego, Karol (ur. 1800), był dziadkiem Melchiora Wańkowicza (1892–1974), znanego powieściopisarza i reportażysty, który urodził się w Kałużycach, a wychowywał się u babki na Litwie. Melchior Wańkowicz sławę zdobył już w okresie międzywojennym jako znakomity reportażysta i powieściopisarz, autor między innymi znakomitej książki Bitwa o Monte Casino.

Walenty Wańkowicz

Walenty dzieciństwo spędził w rodowych Kałużycach i Ślepiance pod Berezyną. W 1811 r. został wysłany do kolegium jezuickiego w Połocku, gdzie miał się zainteresować sztuką, poznając szkolną kolekcję obrazów, wśród których znajdował się m.in. zbiór płócien pędzla Szymona Czechowicza (1689–1775). W 1817 r. uczestniczył wraz z ojcem i braćmi w sejmiku elekcyjnym w Mińsku, na którym wybierano urzędników lokalnego samorządu szlacheckiego. Nie miał jednak zamiaru poświęcać się życiu ziemiańskiemu czy urzędniczemu i już w kolejnym roku wstąpił (zapewne za zgodą rodziny) na oddział literatury i sztuk wyzwolonych na Uniwersytecie Wileńskim, gdzie znajdowała się katedra malarstwa, sztycharstwa i rzeźby. Tam należał do grona uczniów Jana Rustema (1762–1835), następcy Franciszka Smuglewicza (1745–1807). Ponadto studiował również nauki przyrodnicze.

Najsłynniejsze dzieło Walentego Wańkowicza Portret Adama Mickiewicza na Judahu skale. 1828 r.

Miał ponoć zachwycić Rustema poziomem rysunków, które wykonywał na samym początku studiów. Swoim talentem pozyskał przychylność profesora, który pozwolił mu – jak i reszcie swoich najzdolniejszych uczniów – malować w swojej pracowni. Tam m.in. kopiował dzieła Rustema, poznał również dobrze technikę malarstwa olejnego, co pozwoliło mu malować z natury (z początku portrety krewnych i bliskich znajomych). Wańkowicz miał wiele czasu poświęcać nie tylko na doskonalenie się w warsztacie malarskim, ale i na edukację poszerzającą jego horyzonty intelektualne. W 1820 r. za wyniki na studiach otrzymał nagrodę w wysokości 100 rubli srebrnych. Należał do Towarzystwa Filaretów i zapewne właśnie w tym środowisku zetknął się po raz pierwszy bliżej z A. Mickiewiczem – w roku 1821 powstał jego rysowany kredką portret w mundurze nauczyciela, a w 1823 r. kolejny, który poeta sprezentował przyjacielowi, późniejszemu szwagrowi Franciszkowi Malewskiemu (1800–1870). W latach 20. XIX w. portretował Mickiewicza jeszcze kilkakrotnie.

Melchior Wańkowicz

Studia malarskie w Wilnie Wańkowicz ukończył w 1822 r. Zanim to jednak nastąpiło, jeszcze jako student wziął udział w wystawie publicznej i zdobył pierwszą nagrodę w konkursie na olejną kompozycję Filoktet i Neoptolemon na wyspie Lemnos – temat zadany przez dziekana oddziału literatury i sztuk pięknych, filologa klasycznego Godfryda Ernesta Groddecka (1762–1825). Jego płótno spotkało się również z pozytywnymi ocenami krytyki. Ten sukces z pewnością pomógł w wyjednaniu dla Wańkowicza stypendium uniwersyteckiego na studia w petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych, o które Rustem poczynił starania dwa lata później. Warunkiem było przesyłanie co roku po jednej kopii jakiegoś słynnego obrazu (dzieła miały wzbogacić galerię uniwersytecką), jak również, już po powrocie, podjęcie minimum sześcioletniej pracy na uniwersytecie.

Do nowej uczelni udał się w roku 1825. Tam już na samym początku miał pozyskać sobie względy profesorów – Aleksieja J. Jegorowa (ok. 1776–1851) i Wasilija K. Szebujewa (1777–1855) – którzy, widząc jego rysunki, od razu zaproponowali, aby malował wprost z natury. Już na pierwszym roku studiów Wańkowicz za jedną ze swoich prac otrzymał srebrny medal drugiego stopnia (2 maja 1825). W następnym zaś roku (2 października) uzyskał srebrny medal pierwszego stopnia. W kolejnym (1827) wyróżniono go aż dwoma srebrnymi medalami, jak również małym złotym medalem (14 września), który Wańkowicz zdobył wspólnie ze starszym kolegą z Wilna, Wincentym Smokowskim (1797–1876), za pracę na konkursowy temat Czyn młodego Kijowianina.

Mieszkając na Wyspie Wasiljewskiej, gdzie miał też pracownię, często bywał u Aleksandra Orłowskiego (1777–1832) i u zaprzyjaźnionego z nim Kaspra Żelwietra (ok. 1780–1856), jak również utrzymywał znajomość z innymi polskimi artystami. Znał także czołowych petersburskich literatów: Wasilija A. Żukowskiego (1783– 1852), księcia Piotra A. Wiaziemskiego (1792–1878) i Aleksandra S. Puszkina (1799–1837), którego sportretował (portret zaginął w Ślepiance po 1863 r. w wyniku popowstaniowej konfiskaty dóbr jego syna – Jana Edwarda). W tym czasie powstał bodaj najbardziej znany obraz Wańkowicza – Portret Adama Mickiewicza na Judahu skale, który został zaprezentowany na wystawie akademii petersburskiej w 1828 r., spotykając się z bardzo pozytywnym odbiorem. W okresie petersburskim Wańkowicz portretował ponadto m.in. pianistkę Marię Szymanowską (1789–1831), w której salonie często bywał, oraz polskiego oficera armii rosyjskiej (późniejszego generała) Stanisława Chomińskiego (1804–1886).

Pałac Wańkowiczów w Mińsku (Ślepianka), fot. Tatiana Matlina

Zapewne jeszcze przed wyjazdem do Petersburga malarz ożenił się z Anielą Rostocką, panną z ziemiańskiej rodziny, blisko skoligaconą z zamożnymi rodzinami Krasickich i Skirmunttów, a także najprawdopodobniej krewną Medarda Rostockiego, którego Mickiewicz był wychowankiem. W czasie pobytu Wańkowicza w Petersburgu, w październiku 1827 r. na Litwie urodził mu się syn Adam Wincenty (zm. 1895) – w latach 1831 i 1834 przyszli na świat jeszcze dwaj kolejni: Kazimierz Adam (zm. 1891), później żonaty z Karoliną Ortyńską (1860–1945), i Jan Edward (1838–1899) – uczestnik powstania 1863 r.

Po wybuchu powstania listopadowego w 1830 r. Wańkowicz zdecydował się wrócić na Litwę, być może w celu przyłączenia się do walczących. Od tego pomysłu miał go jednak odciągnąć sam Towiański, który skierował jego myśli w kierunku rozwoju duchowego. W 1832 r. Wańkowicz pomagał Towiańskiemu w nieudanym pozyskaniu dla jego działalności znanego ze swojej przychylności wobec Polaków gubernatora wojennego mińskiego Siergieja S. Stroganowa (1794–1882) – w tym celu namalował wizerunek Chrystusa, który Towiański podarował Stroganowowi. W tym samym roku petersburska ASP rozpatrywała kandydaturę Wańkowicza na jej członka. Malarz mieszkał już wówczas w majątku Ślepianka Mała pod Berezyną oraz w Mińsku, gdzie miał pracownię. Zajmował się tam malowaniem obrazów alegorycznych, zwłaszcza tych inspirowanych przez Gutta i Towiańskiego. Pozostawał w bliskich stosunkach towarzyskich z mieszkającym w Mińsku malarzem Janem Damelem (1780–1840), a także z młodym Stanisławem Moniuszką (1819–1872) – rodziny Wańkowiczów i Moniuszków były spowinowacone. Bywał również często w Wilnie, gdzie odwiedzał Towiańskiego – zapewne właśnie z tego okresu pochodzi znany portret tego ostatniego.

Jan Rustem. Autoportret z paletą

Około 1840 r. Wańkowicz zdecydował się przeprowadzić do Paryża, zapewne pod wpływem Towiańskiego, który wyjechał mniej więcej w tym samym czasie. Jak domyślała się badaczka życiorysu malarza, Zofia Ciechanowska, ważną rolę odgrywała tutaj również chęć poszerzenia horyzontów artystycznych, choć może do pewnego stopnia także względy rodzinne (na emigracji popowstaniowej przebywał chociażby brat matki A. Gorecki). Na Litwie zostawił Wańkowicz dobrze zabezpieczone pod względem materialnym żonę i dzieci. Po drodze zatrzymał się na rok w Dreźnie, gdzie często odwiedzał Galerię Drezdeńską i intensywnie zajmował się kopiowaniem dzieł dawnych mistrzów. Był również w Berlinie i Monachium. W Paryżu szybko wszedł w konflikt z wujem Goreckim, ze względu na jego negatywny stosunek do Towiańskiego. Zamieszkał wówczas u Mickiewicza przy rue d’Amsterdam 1, pracował już jednak mało ze względu na zły stan zdrowia fizycznego i psychicznego (co było w znacznej mierze winą jego duchowego „mistrza”). Z tego okresu pochodzi m.in. słynny wizerunek Napoleona I (1769–1821) nad rozdartą mapą „w welonie i kirasjerskich butach” (wg słów Zygmunta Krasińskiego), jak również kopia obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, która zawisła w paryskim kościele Saint Severin, stanowiąc przedmiot adoracji towiańczyków. W grudniu 1841 r. do chorego Wańkowicza zgłosił się ks. Aleksander Jełowicki (1804–1877) z prośbą o pośrednictwo w kontakcie z Towiańskim.

Grób Walentego Wańkowicza na Montmartre. Fot. ze zbiorów Towarzystw a Opieki nad Polskimi Zabytkami i Grobami Historycznymi we Francji

Wańkowicz zmarł z powodu „choroby płucowej” 12 maja 1842 r. w paryskim mieszkaniu Mickiewicza. Jego ostatnią wolę spisał sam poeta, którego uczynił jednym ze spadkobierców (oprócz żony z dziećmi i Towiańskiego). Jego ciało, „złożone”, jak pisano w jednym z nekrologów, w „obcej, lecz przyjaznej ziemi”, pochowano 14 maja na cmentarzu Montmartre, po czym w 1846 r. przeniesiono do jednego grobu z działaczem emigracyjnym Ludwikiem Zambrzyckim (1803–1834), mężem ciotki Rozalii z Goreckich. To ona najpewniej wzniosła istniejący do dziś pomnik nagrobny w kształcie wysokiego obelisku. W 2000 r. w Mińsku na Białorusi otwarto muzeum malarza (Dom Muzeum Wańkowiczów), które znajduje się w jego dawnym domu, przy obecnej ul. Internacjonalnej 33a. Obok znajduje się również jego pomnik.

Jan Wańkowicz

Był naukowcem, entomologiem. Urodził się 2 grudnia 1835 roku w rodowym majątku Ślepianka w powiecie berezyńskim. Jego rodzicami byli Edward Władysław Antoni herbu Lis Wańkowicz, urodzony prawdopodobnie w roku 1790 i Michalina z Moniuszków (1797-1879). W rodzinie Edwarda i Michaliny było 11 dzieci. Synowie byli wykształceni: Zygmunt po ukończeniu gimnazjum w Mińsku studiował w Akademii Medyczno-Chirurgicznej w Wilnie; Kazimierz ukończył Instytut Agronomiczny w Hory-Horkach; Adam studiował w uniwersytecie w Dorpacie (obecnie Tartu, Estonia).

Dwór Wańkowiczów w Mińsku. Obecnie mieści się tu muzeum Walentego Wańkowicza

Jan Wańkowicz w 1854 roku wstąpił na Wydział Przyrodniczy Uniwersytetu św. Włodzimierza w Kijowie. Po kończeniu uniwersytetu Jan zajął się pracą naukową w dziedzinie entomologii, badał owady rodzinnej ziemi. Stał się pierwszym uczonym-entomologiem na Białorusi. Prace badawcze nad owadami publikował w polskich i zagranicznych czasopismach naukowych. Znany był także na Zachodzie, Paryskie Towarzystwo Entomologiczne zaprosiło Jana Wańkowicza do współpracy. O działalności naukowej Jana Wańkowicza informował społeczność polską naukową Aleksander Jelski. Benedykt Dybowski (1833-1930), przyjaciel Jana Wańkowicza, recenzował jego prace z zakresu entomologii, zachęcał do dalszych badań. Wiadomo, że Jan przygotował książkę naukową o owadach na Białorusi, lecz nie zdążył opublikować. Badania Wańkowicza pozostały w rękopisie.

Benedykt Dybowski. Ok. 1910 r. Ze zbiorów Biblioteki Narodowej

Uczony zmarł 27 lipca 1885 roku w Ślepiańce, jak wspominali współcześni „na rękach ukochanej żony Anny z Wolmerów”. Ciało uczonego pochowano na cmentarzu w Karoliszczowiczach. Warto wspomnieć, że matka Jana była siostrą Czesława Moniuszki, ojca kompozytora polskiego Stanisława Moniuszki, zaś ojciec Jana – Edward Wańkowicz był bratem stryjecznym Walentego Wańkowicza.

Mieczysław Jackiewicz

Ilustracja na górze artykułu: portret Walentego Wilhelma Wańkowicza, kpcdn.net

Order Wojskowy Virtuti Militari

To najważniejsze i najstarsze polskie odznaczenie wojskowe. Jest także jednym z najstarszych na świecie.

Order został powołany w 1792 r. jako symbol męstwa na polu bitwy. „Virtuti Militari” znaczy Cnocie Wojskowej, Dzielności Rycerskiej. 230 lat temu polski król Stanisław August Poniatowski ustanowił go dla uczczenia zwycięskiej bitwy polskich wojsk pod Zieleńcami (1792) w czasie wojny polsko-rosyjskiej, znanej jako wojna w obronie Konstytucji 3 Maja. Było to jedno z największych zwycięstw Polaków od czasów Wiktorii Wiedeńskiej w 1683 r.

Stanisław August został pierwszym Wielkim Mistrzem orderu i kawalerem Krzyża Wielkiego. Po klęsce wojny 1792 r. kapitule orderowej przewodził książę Józef Poniatowski, zwycięzca bitwy pod Zieleńcami.

Pierwszymi odznaczonymi orderem pierwszej klasy byli m.in. książę Józef Poniatowski, gen. Tadeusz Kościuszko, gen. Michał Wielhorski oraz książę Eustachy Sanguszko.

Statut przewidywał utworzenie pięciu klas orderu: Krzyża Wielkiego z Gwiazdą, Krzyża Komandorskiego, Krzyża Kawalerskiego, Medalu Złotego i Medalu Srebrnego. Odznaczenie uzyskało kształt krzyża, na którym widniał rok „1792” oraz herby Korony (Orzeł) i Litwy (Pogoń). Order miano nosić na błękitnej wstędze z czarnym obramowaniem. Po przegranej wojnie polsko-rosyjskiej order został zniesiony przez prorosyjską Konfederację Targowicką. W następnym roku przywrócony przez Sejm Grodzieński (1794), po czym pod naciskiem Rosji ponownie zniesiony.

Po utworzeniu Księstwa Warszawskiego przez cesarza Francji Napoleona Bonapartego order wojskowy przywrócono pod koniec 1806 r. zmieniając jego nazwę na Order Wojskowy Księstwa Warszawskiego wraz z wprowadzeniem nowej dewizy „Rex et Patria” (Król i Ojczyzna). Po przegranej kampanii napoleońskiej w 1815 r. w Królestwie Polskim zmieniono nazwę orderu na Order Wojskowy Polski. Dopiero w czasie wybuchu powstania listopadowego przywrócono jego pierwotny wygląd. Po jego upadku car Mikołaj I usunął order.

Antek Petrykiewicz, najmłodsza osoba odznaczona Virtuti Militari

Virtuti Militari, który zachował 5 klas i kształt krzyża, został przywrócony dopiero w wolnej Polsce na mocy ustawy z 1 sierpnia 1919 r. Dewizą orderu stały się słowa „Honor i Ojczyzna”. Od czasów odzyskania niepodległości Polski order nadal pełnił funkcję najwyższego odznaczenia wojskowego.

Order otrzymało wielu polskich i zagranicznych dowódców wojskowych oraz zwykłych żołnierzy –uczestników m.in. wojny polsko-bolszewickiej, kampanii 1939 r., żołnierzy AK i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Najmłodszą osobą uhonorowaną odznaczeniem był poległy w walkach z Ukraińcami o Lwów 13-letni Antek Petrykiewicz.

Po 1945 r. order otrzymywali m.in. sowieccy oficerowie oraz funkcjonariusze aparatu terroru PRL. W PRL zlikwidowano kapitułę orderu. Odznaczenie wręczała Rada Państwa (do 1952 r. order nadawał Bolesław Bierut). Skandal wywołało odznaczenie L. Breżniewa orderem Virtuti Militari w 1974 r. W proteście 12 emerytowanych generałów z okresu II Rzeczpospolitej złożyło 3 maja 1976 r. własne odznaczenia jako wota na Jasnej Górze. W wyniku powszechnego oburzenia społecznego pierwszy demokratycznie wybrany prezydent RP Lech Wałęsa anulował te nominacje. Order otrzymały również miasta m.in. Warszawa, Lwów oraz francuskie Verdun. Od momentu ustanowienia orderu odznaczono nim ok. 26 tys. osób.

Anna Malinowska

Deportacja czwarta – maj/czerwiec 1941 r.

Fala deportacji, jaka objęła ludność kresową od lutego do czerwca 1940 roku, niezwykle silnie uderzyła w struktury społeczeństwa polskiego. Przesiedleniom została poddana praktycznie każda warstwa społeczna.

Na Daleką Północ, do Kazachstanu i w lasy tajgi zesłano setki tysięcy Polaków, którzy w nieludzkich warunkach przewożeni byli transportami do łagrów i osiedli. Przesiedlano najczęściej całe rodziny tak, aby wszelki ślad osadnictwa na Kresach po nich zaginął. „Odinoczki” deportowano do posiołków i dokooptowywano do rodzimej ludności, gdyż uważano, że łatwiej będą poddawały się procesowi rusyfikacji i utożsamianiu z lokalną społecznością. Sieroty przewożono do domów dziecka poddając „pionierskiemu” wychowaniu w duchu stalinowskiej ideologii.

Pracownicy szwalni, w drugim rzędzie od lewej: Leokadia Wojtaszek, Anna Czech, Anna Leżaj. Czernisz. Komi ASRR . 1941 r.

Wraz z upływem kolejnych miesięcy 1940 roku liczba deportowanych stale malała. Oczywiście nie należy wykluczać pojedynczych przypadków przymusowych zsyłek. Jednak nie były one już tak liczne, jak to miało miejsce w lutym, kwietniu i czerwcu.

Po okresie względnej stabilizacji w maju i czerwcu 1941 roku nastąpiła kolejna fala przymusowych wywózek w głąb ZSRR. Tym razem obszarami masowych deportacji stały się Zachodnia Ukraina i Białoruś, Mołdawia oraz obwody republik nadbałtyckich.

14 maja 1941 roku KC WKP(b) wraz z RKL ZSRR uchwalił, że z obszarów nadgranicznych i przyłączonych przez Związek Sowiecki zostaną wysiedleni Polacy oraz obywatele innej narodowości, w celu „oczyszczenia go z elementu politycznie niepewnego”. Czystki miały objąć ludność ze środowisk inteligenckich, a także uchodźców, którzy jeszcze nie zostali deportowani i pozostali w ośrodkach miejskich, rodziny kolejarzy, kupców, obszarników, fabrykantów oraz członków rodzin, którzy podejmowali po 17 września 1939 r. działalność kontrrewolucyjną, powstańczą i konspiracyjną. Aresztowania i wywózki miały objąć również członków rodzin osób, wobec których prowadzone było postępowanie śledcze oraz tych, którzy otrzymali najwyższy wymiar kary. Aparat bezpieczeństwa NKWD deportować miał także członków rodzin represjonowanych żandarmów, policjantów, wyższych urzędników państwowych oraz oficerów byłej armii polskiej. Przymusowe przesiedlenia poprzedzone zostały zmasowaną akcją NKGB i NKWD, celem której było sporządzenie listy zesłańców i spisanie ich mienia.

Deportowane polskie dzieci. Kontoszyn, rejon barnaulski. 1940 r.

Jako pierwsi wysiedleniu zostali poddani mieszkańcy Zachodniej Ukrainy. Termin wyjazdu transportów władze sowieckie wyznaczyły na 22 maja 1941 r. W wyniku przymusowych przesiedleń wywieziono do obwodów południowokazachstańskiego, omskiego, nowosybirskiego oraz Kraju Krasnojarskiego 12 371 osób.

14 czerwca fala deportacji ogarnęła Litwę, Łotwę i Estonię. W wyniku zmasowanych przesiedleń na Syberię wywieziono 12 562 osoby z obszaru Litwy, w tym 2 400 osób z terenów wchodzących w skład II RP.

W nocy z 19 na 20 czerwca tego samego roku NKWD przystąpiło do deportacji ludności z Zachodniej Białorusi. Do obozów i osiedli NKWD wywiozło łącznie 22 353 osoby, które trafiły do obwodów omskiego i nowosybirskiego oraz Kraju Ałtajskiego, w dorzecze Katuni i Biji. W grupie tej (2 029 osób) znaleźli się dodatkowo „wrogowie ludu”, którzy według władz sowieckich prowadzili działalność sprzeczną z interesem państwa radzieckiego. Z Białostocczyzny deportowano 11 405 osób, z obwodu brzeskiego 3039, z baranowickiego 2723, pińskiego 2 299 i wilejskiego 2 887 osób.

Rekonstrukcja salki szkolnej, w której uczyły się zesłane dzieci Polaków. Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku. fot. Archiwum ZPB

Wśród deportowanych znajdowało się 6 655 członków rodzin aresztowanych w czerwcu 1941 r., 1 239 członków rodzin osób skazanych na karę śmierci, 3 752 członków rodzin osób ukrywających się, 7 105 członków rodzin osób zbiegłych za granicę, 2 093 członków rodzin, którzy byli kierownikami i aktywnymi działaczami kontrrewolucyjnych organizacji powstańczych będących w trakcie dochodzenia, 47 członków rodzin uwięzionych obszarników, 231 członków rodzin aresztowanych żandarmów i policjantów, 708 kupców, handlarzy i członków ich rodzin oraz 496 członków rodzin represjonowanych oficerów wojska polskiego i byłych wyższych urzędników państwa polskiego.

Dwa dni po przeprowadzonej akcji deportacyjnej na Zachodniej Białorusi Niemcy napadły na ZSRR. Realizacja operacji „Barbarossa” oraz „drang nach Osten” spowodowały chaos organizacyjny podczas wywózki uwięzionych. Składy eszelonów z zesłańcami były bombardowane przez samoloty Luftwaffe. W wyniku ostrzału z 22 transportów odprawianych z Zachodniej Białorusi w głąb ZSRR pięć nie dotarło do stacji węzłowej w Mińsku. Liczbę zabitych zesłańców szacuje się na 10-13%, natomiast rannych na 12-15%.

Chorzy czekają na śniegu na przyjęcie przez lekarza przed ambulatorium punktu obozowego. Rys. nieznanego łagiernika opublikowany w wydawnictwach II Korpusu

Ogółem z Kresów Wschodnich, państw bałtyckich, Północnej Bukowiny i Besarabii wywieziono ok. 87 tys. osób. Miejscem ich zesłania stały się m.in. obwód nowosybirski (19 362 osoby), Kraj Ałtajski (17 446 osób), Kraj Krasnojarski (16 784 osoby) oraz Kazachska SRR (15 413 osób). Liczbę deportowanych obywateli polskich pochodzących z Kresów Wschodnich szacuje się na 34-44 tys. (11 tys. z Zachodniej Ukrainy, 20-24 tys. z Zachodniej Białorusi i 3-9 tys. z terenów Litwy).

Zesłańców z tzw. czwartej deportacji, określanych jako „ssylno-osielency”, sowiecki aparat represyjny nie wciągał do ewidencji Zarządów Obozów Pracy Poprawczej i Kolonii NKWD ZSRR. Ich status był określany odpowiednim rozporządzeniem. Skazańcy mieli prawo wyboru miejsca osiedlenia i swobodnego poruszania się w obrębie wyznaczonego przez służby NKWD obszaru. Mieli natomiast obowiązek podjęcia pracy społecznie użytecznej oraz meldowania się co jakiś czas w placówce NKWD. Niedotrzymanie terminu zameldowania się skutkowało grzywną pieniężną do 100 rubli, a nawet aresztem do 30 dni. Deportanci zatrudniani byli najczęściej w sowchozach i kołchozach. Zarabiali pieniądze, które potrzebne im były na utrzymanie i wyżywienie rodziny. Podjęcie pracy miało również znaczenie dla uzyskania minimalnej opieki medycznej i socjalnej. Przewidywany czas zsyłki dla tej grupy przymusowych przesiedleńców sądy lub Kolegia Specjalne ustalały na 20 lat.

Polki z dziećmi po dotarciu do Iranu z Armią Andersa

Deportacje i przymusowe przesiedlenia obywateli polskich w głąb ZSRR w latach 1939-1941 (wg danych NKWD) objęły ponad 315 tys. osób, z czego ok. 200 tys. stanowili Polacy, 70 tys. Żydzi, 25 tys. Ukraińcy, kilkanaście tysięcy – Białorusini oraz kilka tysięcy – Rosjanie, Czesi, Niemcy i Litwini. Natomiast uwzględniając pogląd innych badaczy liczba obywateli polskich, którzy trafili do ZSRR ze wschodnich województw II Rzeczypospolitej z uwzględnieniem czynników i procesów opisanych w poprzednich podrozdziałach, mogła osiągnąć stan 750-780 tys. osób, a nawet i więcej. Prezes Zarządu Głównego Związku Sybiraków Tadeusz Chwiedź szacuje liczbę zesłańców na 1,35 mln osób.

Mimo zaawansowanego procesu badawczego wśród historyków panuje przekonanie, że nadal powinny być prowadzone prace w celu wyjaśnienia ostatecznej liczby deportowanych polskich obywateli do ZSRR. Dopóki jednak władze rosyjskie nie udostępnią pełnej dokumentacji archiwalnej NKWD oraz nie będzie politycznej woli ujawnienia prawdy, nie będzie też możliwe odtworzenie losów polskich zesłańców

Arkadiusz Szymczyna

Zausze dawniej i dzisiaj

Dawniej w Zauszu kwitło życie towarzyskie, a nawet właścicieli w swojej siedzibie podejmowali osoby monarsze. Obecnie Zausze to mała wieś, która jest położona nad rzeką Uszą, lewym dopływem Niemna, stąd zapewne nazwa miejscowości. Leży w 10 km na zachód od Nieświeża.

Dojechawszy do Krutego Brzegu, oddalonym o 5 km od Zausza, nie wiedziałem w którą stronę ruszyć. W takim przypadku najlepiej zapytać u ludzi miejscowych, lecz spotkałem tylko mieszkańców, którzy przybyli tu z innego regionu i nic nie wiedzieli o miejscowości Zausze, która jest położona zaledwie parę kilometrów stąd. Kierując się własną intuicją po jakimś czasie bez problemu trafiłem do celu podróży.

Przygotowując się do wyprawy, sprawdziłem w mediach społecznościowych czy jest coś o Zauszu, czy tam w ogóle docierają miłośnicy rodzimej turystyki. Ku mojemu zdziwieniu było sporo fotografii. Nie przyjeżdżają, co prawda, specjalnie autokary z wycieczkowiczami, chociaż blisko jest Nieśwież, do którego tłumnie podążają turyści z całej Białorusi. Zdjęcia w Instagramie świadczą, że Zausze odwiedzają dość często amatorzy wędrówek rowerowych oraz miłośnicy historii i krajoznawcy.

Portret Teofili Konstancji Radziwiłłówny. Rycina Hirsza Leybowicza z dzieła Marcina Franciszka Wobe. Ze zbiorów Biblioteki Narodowej

Zausze wabi do siebie podróżników przede wszystkim swoją bogatą przeszłością ściśle związaną z rodem Radziwiłłów. Jak pisze Roman Aftanazy w drugim tomie „Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej”, w XVIII wieku miejscowe dobra wchodziły w skład ordynacji nieświeskiej. Stały się znane dzięki ślubowi zawartemu pomiędzy Ignacym Morawskim a Teofilą Konstancją Radziwiłłówną. Teofila była siostrą Karola Stanisława Radziwiłła „Panie Kochanku”, zaś jej małżonek jedynie oficerem w milicji nadwornej wszechwładnego możnowładcy. Jak doszło do tego, że książę Karol „Panie Kochanku”, pozwolił na podobny mezalians wydając siostrę za zwykłego szlachcica, pozostaje zagadką. Możliwe, że sprzyjała temu burza dziejowa – okres przed elekcją 1764 roku – kiedy to Morawski wyróżnił się wyjątkowym męstwem walcząc z przeciwnikami księcia. Nie trzeba zapominać, że mogła to być również miłość, chociaż tę okoliczność i to w rodzinach o takim statusie, najmniej brano pod uwagę w tamtych czasach. Jednak Teofila miała mocny charakter i dopięła swego. Wychodząc za mąż Teofila otrzymała Zausze od brata w dożywotnią dzierżawę. Solidne wsparcie ze strony Karola Stanisława pozwoliło Ignacemu Morawskiemu awansować na generała i utrzymywać dwór w Zauszu na wielkopańskiej stopie.

Kaplica katolicka zbudowana w czasach Morawskich. Fot. Igor Karpowicz

Dwór Morawskich wyglądał imponująco. Wokół paradnego kwadratowego gościńca z okrągłym gazonem znajdowało się kilka budynków gospodarczych: dwie oficyny, dwie stajnie, rymarnia, powozownia, lamus, również kaplica i altany. Za domem rozciągał się duży park w stylu staropolskim o powierzchni kilku hektarów, z dwiema alejami lipowymi schodzącymi do Uszy. W 1785 roku gościł tu nawet król Stanisław August Poniatowski. Zaś w 1818 r. w Zauszu podejmowano inną koronowaną osobę – cara Aleksandra I.

Po śmierci pani Morawskiej Zausze na długi czas przestało odgrywać jakąkolwiek rolę w życiu towarzyskim. Nowy okres rozkwi tu nastąpił dopiero w końcu XIX wieku, kiedy to Zausze zostało własnością rodziny Hartinghów, a dwór, choć na krótko, znowu stał się piękną siedzibą ziemiańską.

Obecny wygląd wnętrz kaplicy w Zauszu. Fot Igor Karpowicz

W okresie I wojny światowej dwór został splądrowany przez żołnierzy rosyjskich i niemieckich. Ci ostatni urządzili sobie w domie kino usunąwszy wewnętrzne ściany. W okresie międzywojennym dom w Zauszu już nie był zamieszkany pozostając w takim stanie aż do września 1939 roku.

W czasie II wojny światowej spłonęły wszystkie mieszkalne budynki. W okresie powojennym ocalałe tylko budynki gospodarcze, które były wykorzystywane przez miejscowy kołchoz. Jednak nadmierna eksploatacja doprowadziła je do fatalnego stanu. Tak na przykład ściany dziewiętnastowiecznego młyna wodnego, położonego nad Uszą, remontowano z użyciem współczesnej cegły. Po upadku kołchozu budynek młyna został opuszczony. Co dotyczy lodowni, wybudowanej z polnego kamienia, to po obwaleniu się dachu lodownia stała śmietnikiem.

Stary młyn nad Uszą. Fot. Igor Karpowicz

W opłakanym stanie jest też kaplica zbudowana w stylu klasycystycznym. To właśnie jej budynek przypomina czasy, gdy właścicielami tych dóbr byli Morawscy.

W najlepszym stanie przetrwały dwa drewniane spichlerze. Jak świadczą wpisy oraz zdjęcia z Internetu są nadal wykorzystywane przez przedsiębiorstwo rolne „17 sientiabria”. Co prawda, podczas mojej wizyty nie było wokół żadnej żywej duszy, a nawet psia budka była pusta. Na drzwiach obu budynków jednak wisiały zamki.

Moim zdaniem, właśnie te spichlerze stanowią największą wartość historyczną na terenie byłego dworu, gdyż są to nieliczne ocalałe zabytki drewnianego budownictwa gospodarczego w naszym regionie. Po należytych pracach renowacyjnych mogłyby być wykorzystywane np. w gospodarstwie agroturystycznym.

Budynek większego spichlerza w Zauszu. Fot. Igor Karpowicz

Pierwszy spichlerz powstał jeszcze w połowie XIX wieku. Założono go na rzucie wydłużonego prostokąta. W centralnej części znajduje się wejście. Małe drzwi wykonano z modrzewia. Dach pierwotnie był nakryty gontem lub dranką, w okresie sowieckim zeszpecono go szyfrem azbestowym. Podobny typ spichlerza jest pozbawiony wszelkich prawie ozdobień, przyszedł na nasze ziemie najprawdopodobniej z krajów skandynawskich. Mniejszy spichlerz wzniesiono w latach międzywojennych. Został wykonany z sosny w konstrukcji zrębowej. Do wejścia prowadzi ganek wsparty na trzech drewnianych słupach. Zwracają na siebie uwagę oryginalne drzwi ozdobione deskami ułożonymi w geometryczny wzór.

Mały spichlerz. Fot. Igor Karpowicz

Obecnie teren wokół kaplicy jest ogrodzony płotem, wewnątrz posprzątano i umieszczono obraz Matki Boskiej w miejscu ołtarza. Obok budynku są stosy nowej cegły. Wygląda na to, że będą prowadzone prace renowacyjne. Tablice ochronne na ścianach kaplicy, młyna i spichlerzy świadczą o tym, iż tym budowlom poszczęściło się otrzymać status zabytków historyczno-kulturalnych. Mają więc szansę na lepszą przyszłość.

Igor Karpowicz

Katedra w Pińsku

To najcenniejszy zabytek dzisiejszego Pińska. Katedra wraz z klasztorem franciszkanów usytuowane są pomiędzy bulwarem nadrzecznym Piny a ulicą Lenina (dawniej Kościuszki). Od ulicy Lenina wiedzie brama wejściowa na teren zespołu. Przed nim znajduje się wolnostojąca wysoka dzwonnica.

Dzisiejsza katedra została posadowiona na miejscu drewnianej świątyni i klasztoru, lokowanych w tym miejscu przez księcia Zygmunta Kiejstuta w 1396 r. W 1510 r., za panowania Zygmunta Starego, na miejscu drewnianej zbudowano świątynię murowaną. Pińsk ma bardzo burzliwą historię, która sprawiła, iż świątynia była wielokrotnie niszczona i odbudowywana. Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny został odbudowany w obecnym kształcie w pierwszej ćwierci XVIII wieku. Bogato zdobiona fasada pochodzi z 1766 roku. Dzwonnicę stojącą przed kościołem zbudowano w 1817 r. Najstarszym elementem wyposażenia katedry są bodaj leciwe organy. Powstały w 1498 roku. Ich twórcą był Grodzicki. Gdy w 1935 r. kościół został wyznaczony na katedrę, organy nie nadawały się do użytku. Naprawę zlecono Wacławowi Biernackiemu, właścicielowi fabryki organów w Wilnie. Prace remontowe trwały długo i dopiero w roku 1937 instrument był sprawny. Warto dodać, że w wyremontowanych organach pozostawiono ponad 60 proc. sprawnych, oryginalnych piszczałek. Organy posiadają tradycyjną polską gwiazdę z dzwonkami. Wolą Opatrzności przetrwały one wojnę i czasy komunizmu.

Wnętrza barokowej katedry są bogato ozdobione. Fot. Maurycy Frąckowiak

Katedra jest budowlą trójnawową z półkolistym prezbiterium. Boczne nawy są wąskie i niższe od nawy głównej. Wewnątrz znajduje się siedem złoconych ołtarzy oraz ambona i organy. We wnęce, wykutej w ścianie frontowej, od wnętrza kościoła, widnieje odsłonięta częściowo trumna zmarłego w 1932 r. biskupa Zygmunta Łozińskiego, kandydata na ołtarze. Ukryto ją tam i zamurowano w 1939 roku, chroniąc zwłoki przez spodziewaną profanacją ze strony wojsk sowieckich.

To nie jedyna znacząca postać kościelnego hierarchy obecna w murach świątyni. W podziemiach katedry spoczywają bowiem doczesne szczątki kardynała Kazimierza Świątka. To iście heroiczna postać. Urodził się w 1914 r. w patriotycznej rodzinie polskiej. Ojciec Kazimierza walczył i zginął w obronie Wilna przed bolszewikami. Kazimierz w wieku trzech lat został wraz z rodziną zesłany na Syberię. Po powrocie do Polski w 1922 r. zamieszkał w Baranowiczach i tam ukończył gimnazjum. W roku 1932 wstąpił do seminarium duchownego w Pińsku. W 1939 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Po wybuchu II wojny światowej brał udział w działalności konspiracyjnej. 21 kwietnia 1941 r. został aresztowany przez NKWD i uwięziony w Brześciu nad Bugiem, skazany na karę śmierci, której wykonanie uniemożliwiło wkroczenie wojsk niemieckich w 1941 roku.

Kardynał Kazimierz Świątek. 2009 r.

W dniu 17 grudnia 1944 r. ponownie aresztowany i więziony w Mińsku. 21 lipca 1945 r. skazany na 10 lat łagrów o zaostrzonym reżimie oraz 5 lat pozbawienia praw obywatelskich. Na Syberii pracował przy wyrębie tajgi. 3 grudnia 1947 r. został zesłany do GUŁAG-u w okolicach Workuty. 16 lipca 1954 r. został zwolniony, w ramach zwolnień więźniów politycznych z łagrów, na mocy decyzji Chruszczowa.

Był doktorem filozofii, arcybiskupem, metropolitą mińsko-mohylewskim w latach 1991–2006, Administratorem Apostolskim diecezji pińskiej w ll. 1991–2011, kardynałem prezbiterem od roku 1994, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Białorusi w latach 1999–2006, od 2006 r. arcybiskupem seniorem archidiecezji mińsko-mohylewskiej.

Krypta katedry pińskiej, gdzie jest pochowany kard. Kazimierz Świątek. Fot. Maurycy Frąckowiak


Był człowiekiem przez wiele lat prześladowanym przez reżim komunistyczny, ale nigdy nie utracił pogody ducha. Ceniony przez papieża Jana Pawła II, który w roku 1994 mianował go kardynałem, zaś Macierz uhonorowała go Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Zmarł w Pińsku 21 lipca 2011 roku. Jestem wdzięczny losowi za to, iż dane mi było modlić się u grobu tego wielkiego Człowieka.

Maurycy Frąckowiak

Losy Witkiewiczów z Poszawsza na Żmudzi (2)

Miejscowość Poszawsze leży nad rzeką Szauszą, dawniej w powiecie szawelskim, obecnie na terytorium rejonu kielmowskiego na Żmudzi. Ze źródeł historycznych wiadomo, że w XVI-XVIII w. miasteczko było centrum oświatowym na Żmudzi.

Dwór w Poszawszu ma długą historię przed Witkiewiczami. Na początku XIX wieku Jan Wołkowski odsprzedał go Wiktorynowi i Justynie z Mikuckich Witkiewiczom herbu Nieczuja, właścicielom majątku Gordele w d. powiecie szawelskim. Z chwilą przeprowadzki Witkiewiczów do Poszawsza ta miejscowość stała się gniazdem rodzinnym potomków Wiktoryna i Justyny Witkiewiczów. Z tego rodu pochodzi wielu utalentowanych i znakomitych ludzi. W „Magazynie Polskim” pisaliśmy o Janie Prosperze Witkiewiczu (02/2022) oraz Ignacym i Stanisławie. Dzisiaj o kolejnych przedstawicielach tego rodu.

Stanisław Ignacy – Witkacy

Stanisław Ignacy Witkiewicz urodził się w Warszawie 24 lutego 1885 roku jako syn malarza, pisarza i architekta Stanisława Witkiewicza i Marii z Pietrzkiewiczów. Pierwsze lata życia spędził w Warszawie, mieszkając wraz z rodzicami w nieistniejącej dziś kamienicy przy ul. Hożej 11. W roku 1890, z powodu choroby ojca, rodzina przeniosła się do Zakopanego.

jak wspomniano – zajął się ojciec, który, uważając, że szkoła niszczy indywidualność młodego człowieka, organizował synowi domowe korepetycje, często prowadzone przez wybitnych artystów i profesorów uniwersyteckich. Ukształtował też w młodym Stanisławie Ignacym zainteresowanie sztuką i literaturą. Młody Witkiewicz pisał dramaty, prace filozoficzne, interesował się malarstwem, fotografią i naukami ścisłymi. W roku 1903 eksternistycznie zdał maturę we Lwowie. Wśród jego przyjaciół, poznanych w tym okresie, znajdowali się m.in.: Leon Chwistek – malarz, późniejszy matematyk, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, Tadeusz Szymberski – młodopolski poeta, Bronisław Malinowski – przyszły antropolog oraz fotografik Tadeusz Langier.

Zakopane na początku XX w. Fot. gazetakrakowska.pl

W roku 1905 Witkiewicz – wbrew woli ojca – rozpoczął studia w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, najpierw w pracowni Jana Stanisławskiego, później Józefa Mehoffera. Kilkuletni pobyt w Krakowie był w jego życiu podstawowym doświadczeniem. Włączył się wówczas w działania artystyczne grupy młodych malarzy związanych z ASP, wiele podróżował, m.in. do Paryża, poznając najnowsze prądy malarstwa europejskiego. W tym okresie Witkiewicz przeżywał też burzliwy, kilkuletni związek z Ireną Solską, wybitną artystką teatralną. Wyrazista postać kobieca, której pierwowzorem była „pani S.”, stanie się częstym motywem w jego późniejszej twórczości.

Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie. Fot. Małgorzata Kołcz

Lata po krakowskich studiach Stanisław Ignacy spędził w Zakopanem, malując i pisząc. Często podróżował do Lovranu w Chorwacji, gdzie z powodu choroby przeniósł się jego ojciec. 21 lutego 1914 r. popełniła samobójstwo narzeczona Witkiewicza, Jadwiga Janczewska, początkująca malarka, lecząca w Zakopanem gruźlicę. O jej samobójczej śmierci wspominali świadkowie tragedii. Według Władysława Kiejstuta Matlakowskiego, syna lekarza i etnografa Władysława Matlakowskiego, bliskiego przyjaciela Witkacego, nieporozumienia zaistniały na tle znajomości Janczewskiej z ówczesnym przyjacielem Witkiewicza, kompozytorem Karolem Szymanowskim. „W tym czasie przebywał również w Zakopanem Karol Szymanowski, z którym Witkiewicz utrzymywał bliskie stosunki – wspomina Matlakowski. Młody kompozytor (…) był człowiekiem czarującym, nic więc dziwnego, że podobał się również narzeczonej Witkiewicza. Na tym tle dochodziło między nimi do poważnych nieporozumień. Kiedyś, po gwałtownej scenie, Witkiewicz poszedł w góry i nie wracał przez kilka dni. Gdy jego nieobecność się przedłużała, Janczewska pojechała do Kościelisk i tam zastrzeliła się pod skałą Pisaną, położywszy przy sobie kwiaty, które przywiozła”. Według relacji Karola Szymanowskiego przytoczonej przez Jarosława Iwaszkiewicza: „…samobójczyni przed śmiercią zostawiła kartkę, że swój czyn popełnia przez Szymanowskiego. kompozytor twierdził przez całe życie, wielokrotnie ze mną o tym rozmawiał, że nie miał z tym nic wspólnego i że kartka samobójczyni była dla niego zupełnie niezrozumiała”.

Aktorka Irena Solska

Jako że tragedia wydarzyła się bezpośrednio po kłótni narzeczonych, zarówno Stanisław Ignacy, jak i wiele osób z otoczenia obwiniało jego samego o przyczynienie się do samobójstwa Janczewskiej. Jako jeden z nielicznych pomoc zaoferował mu przyjaciel Bronisław Malinowski, proponując udział w wyprawie naukowej na Nową Gwineę. Witkiewicz miał uczestniczyć w niej w roli fotografa, dokumentującego kolejne etapy podróży. W czerwcu 1914 r. pojechał do Londynu, gdzie miała się rozpocząć podróż, a następnie już z Malinowskim i kilkoma jego towarzyszami wypłynęli w kierunku Australii i Nowej Gwinei, z kilkudniowym pobytem na Cejlonie. Choć sama podróż, dająca możliwość obcowania z egzotyczną kulturą i przyrodą, była dla Witkacego interesująca, nie dała poprawy jego depresyjnego stanu, wywołanego tragicznymi wydarzeniami. Po serii konfliktów z Malinowskim podjął decyzję o odłączeniu się od wyprawy i powrocie do Europy, gdzie w tym samym czasie rozpoczęła się I wojna światowa.

Antropolog Bronisław Malinowski z tubylcami na jednej z Wysp Trobrianda. To z nim wyruszył w naukową podróż Witkacy. Fot. Wellcome Images

Witkiewicz nie podzielał poglądów politycznych swojego ojca, zwolennika Józefa Piłsudskiego, i uważał, że Polacy powinni w nowym konflikcie zbrojnym poprzeć Rosję i w ten sposób próbować wywalczyć niepodległość. Te poglądy, połączone z pesymistycznym obrazem własnego życia, były przyczyną jego kolejnej decyzji – o zaciągnięciu się do armii carskiej Rosji. Przybył do Petersburga, gdzie dzięki staraniom mieszkających tam krewnych Witkiewiczów, nieco przestraszonych jego radykalną decyzją, udało mu się zaciągnąć do Lejb-Gwardyjskiego Pułku Pawłowskiego, elitarnej jednostki piechoty. Służył w czwartej kompanii zapasowego batalionu tego pułku. Uczestniczył tylko w jednej bitwie pod Witoneżem nad Stochodem. Podczas wydarzeń rewolucyjnych był nawet wybrany przez rannych żołnierzy na ich dowódcę.

Witkacy z żoną Jadwigą (Niną) Unrug. Połowa lat 30. Fot. z kolekcji Stefana Okołowicza

O wydarzeniach następnych lat wiadomo bardzo niewiele, głównie z powodu milczenia samego Witkiewicza, który nigdy nie opisał ani nie opowiedział nikomu swoich losów z czasów wojny. Wiadomo, że w początkach 1915 roku był studentem szkoły oficerskiej. Jesienią tego roku został skierowany
na front, w okolice Wilejki na Wileńszczyźnie (obecnie Białoruś). Uczestniczył w walkach na terenie dzisiejszej Białorusi i dostał awans oficerski na dowódcę kompanii. 17 lipca 1916 roku jego oddział uczestniczył w ciężkich walkach nad rzeką Stochód na Ukrainie. W tej bitwie Witkiewicz został ranny w trakcie ataku na pozycje wojsk niemieckich i austro-węgierskich pod wsią Witoneż. Warto tu przypomnieć, że nad rzeką Stochód przeciwko armii rosyjskiej walczyły oddziały Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego. Prawdopodobnie przez dłuższy czas znajdował się na polu bitwy bez pomocy lekarskiej i dopiero po dwóch dniach ewakuowano go razem z innymi rannymi do Petersburga. Po powrocie do zdrowia nie wrócił już na front, a pod koniec 1917 roku został zwolniony z wojska. Przebywał okresowo w Moskwie, gdzie był świadkiem wybuchu rewolucji bolszewickiej. Część badaczy utrzymuje, że jako były oficer brał w niej bezpośredni udział i został przez żołnierzy wybrany na komisarza, nie jest to jednak prawdopodobne. W czerwcu 1918 roku udało mu się wyjechać z ogarniętej rewolucją Rosji i powrócić do Zakopanego. Doświadczenie sowieckiej rewolucji wywarło głęboki wpływ na jego późniejszą twórczość – pesymistyczną historiozofię, która odzwierciedlała wydarzenia rewolucji bolszewickiej, a później narodziny nazizmu w Niemczech. Potęgę i losy ślepego tłumu, kierowanego przez zręcznych demagogów, Witkacy ukazywał w swoich późniejszych powieściach i dramatach.

Portret Jarosława i Anny Iwaszkiewiczów autorstwa Witkacego . 1923 r. Obraz ze zbiorów Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku

W czasie pobytu w Rosji Witkiewicz zaczął zarobkowo malować portrety. Stworzył też wtedy i spisał podstawy swoich teorii artystycznych, wydanych po powrocie jako „Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia”. Od roku 1918 intensywnie malował i pisał. Został przyjęty do grupy malarzy formistów, z którymi zorganizował kilka wystaw, głównie w krakowskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych. Zaczął wydawać pierwsze utwory dramatyczne, które już kilka lat później doczekały się premier teatralnych. W tym okresie mieszkał w Zakopanem, w pensjonacie prowadzonym przez jego matkę, odbywając tylko krótkie podróże do Krakowa, Warszawy czy innych miast. Stał się ważną postacią życia kulturalnego i towarzyskiego. Jego działalność i twórczość odbierano na dwa sposoby – fascynował talentem i osobowością, jego portrety i przedstawienia stały się niezwykle modne, a jednocześnie uważano go za artystę niepoważnego, dziwaka i ekscentryka, do czego przyczyniał się jego – nieco szokujący – tryb życia oraz forma jego dzieł, bardzo nowatorska i dla wielu zbyt awangardowa.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r., Stanisław Ignacy Witkiewicz został awansowany do stopnia porucznika rezerwy Wojska Polskiego w Korpusie Oficerów Piechoty ze starszeństwem z 1 czerwca 1919 roku. W kwietniu 1923 roku Witkacy ożenił się z Jadwigą Unrug, wnuczką Juliusza Kossaka. Początkowo mieszkali oboje w Zakopanem, jednak narastające kłótnie i konflikty doprowadziły do przeprowadzki Jadwigi do Warszawy. Związek ten trudno uznać za udane małżeństwo, przekształcił się jednak w trwałą przyjaźń, oboje często się spotykali i odwiedzali, zachowała się też korespondencja Witkacego do żony, licząca setki listów.

Portret Neny Stachurskiej pędzla Witkacego

Od roku 1925 Witkacy zrezygnował zupełnie z malarstwa olejnego, nawiązującego do stylu formistów. Zamiast tego rozwinął swoją twórczość portretową, nadając jej ironiczną nazwę „Firma Portretowa S.I. Witkiewicz”, nawiązującą do rzekomo seryjnie malowanych portretów, które każdy mógł zamówić za określoną z góry kwotę. Mimo że nie cenił swoich portretów zbyt wysoko i nie przyznawał im miana sztuki, to właśnie one stały się jego najsłynniejszymi dziełami malarskimi. Od połowy lat dwudziestych pisał już niewiele utworów teatralnych, bardziej koncentrując się na pisaniu powieści. Jednocześnie jego dramaty zaczęły być wystawiane w ważnych polskich teatrach, zdobywając przychylne opinie widzów. Pod koniec lat dwudziestych Witkacy zajął się też filozofią, tworząc podstawy własnego systemu filozoficznego. W 1935 roku odznaczony został Złotym Wawrzynem Akademickim Polskiej Akademii Literatury. W 1936 r. udał się wraz ze swoim przyjacielem, grafikiem Bronisławem Linkem na Śląsk, gdzie dokumentowali życie tamtejszych mieszkańców skażone brudem i chorobami. Efektem podróży była wspólna wystawa, wkrótce zamknięta w atmosferze skandalu z powodu naturalistycznych i drastycznych treści.

W ciągu ostatnich lat życia Witkiewicz poświęcił się twórczości filozoficznej, pisząc kolejne prace i wygłaszając kilka serii wykładów. Zajmował się też krytyką literacką, publikując artykuły i recenzje w prasie oraz współorganizując cykle wykładów zwane Kursami Naukowo-Literackimi. W latach trzydziestych poznał też ważnych pisarzy tego okresu – Zofię Nałkowską, Witolda Gombrowicza i Brunona Schulza, którego pisarstwo oceniał szczególnie wysoko. Pod koniec sierpnia 1939 roku pojechał do Warszawy. Po wybuchu II wojny światowej w czasie kampanii wrześniowej starał się o przyjęcie do Wojska Polskiego, jednak z powodu wieku i stanu zdrowia nie został zakwalifikowany. Kilka dni później, 5 września, razem ze swoją partnerką Czesławą Oknińską opuścił Warszawę i skierował się, razem z innymi uchodźcami, na wschód. Około 15 września dotarli do majątku znajomych Witkacego, rodziny Ziemlańskich, we wsi Jeziory na Polesiu. 18 września, po dotarciu informacji o ataku Związku Sowieckiego na Polskę, Witkiewicz popełnił samobójstwo, podcinając sobie tętnicę szyjną i zażywając weronal. Towarzysząca mu Czesława Oknińska również próbowała odebrać sobie życie, lecz pomimo zażycia dużej dawki lekarstwa została odratowana. Ciało Witkacego odnalazł siedemnastoletni wówczas Włodzimierz Ziemlański – syn właścicieli majątku. Następnego dnia Witkacy został pochowany na miejscowym cmentarzu.

Jan Witkiewicz – wnuk Ignacego

Jan Koszczyc Witkiewicz

Do rodziny Witkiewiczów z Poszawsza należał też Jan Koszczyc Witkiewicz z Nałęczowa, syn Jana, bratanek Stanisława, znany architekt. Urodził się on 10 marca 1882 roku w majątku Urdomin na Suwalszczyźnie. Jak podaje Stefan Butryn, Jan Witkiewicz ukończył Gimnazjum Realne w Mińsku. W latach 1901-1904 studiował na Politechnice w Monachium, także we Lwowie i w Warszawie. Jako uczeń i student należał do tajnych organizacji i kółek postępowych. W 1904 r. poznał w Zakopanem Stefana Żeromskiego i Edwarda Abramowskiego. Pierwszym zaprojektowanym przez niego budynkiem był dom dla jego ojca, Jana, w Zakopanem. Projekt i budowa konsultowana była ze Stanisławem Witkiewiczem, twórcą stylu zakopiańskiego, który został przejęty przez Jana i propagowany na dolinach. Był więc Jan godnym kontynuatorem myśli twórczej stryja Stanisława Witkiewicza. Jan Witkiewicz jako twórca był projektantem i budowniczym wielu dworów, kaplic, kościołów, willi, studni i sanatoriów. Uczestniczył w konspiracyjnym ruchu ludowym i oświatowym w Warszawie i powiecie puławskim. W 1905 roku został zaproszony do Nałęczowa przez Stefana Żeromskiego, by zbudować letni dom, zwany dzisiaj „Chatą”, zaprojektowany w stylu zakopiańskim. Kontakt Jana Witkiewicza ze Stefanem Żeromskim przerodził się w wieloletnią przyjaźń i współpracę na niwie artystycznej, społecznej i oświatowej. Jan Witkiewicz był prawą ręką Żeromskiego w jego działalności społecznej i oświatowej, zwłaszcza w ramach Towarzystwa Oświatowego „Światło”.

Budynek ochronki w Nałęczowie zbudowany wg projektu Jana Koszczyca Witkiewicza

Wreszcie Jan Witkiewicz pojął za żonę córkę Oktawii Żeromskiej – Henrykę Rodkiewiczównę, czyli pasierbicę Żeromskiego. Ślub odbył się w parafii Pustelnik koło Warszawy 28 czerwca 1908 roku. W Nałęczowie Jan Witkiewicz zaprojektował i zbudował wiele oryginalnych obiektów. Były to, obok Chaty: ochrona dla dzieci fundacji Żeromskiego, willa Budynek ochronki w Nałęczowie zbudowany wg projektu Jana Koszczyca Witkiewicza Willa „Witkiewiczówka” w Zakopanem, wzniesiona w ll. 1903–1904 w stylu zakopiańskim wg projektu architekta Jana Witkiewicza „Brzozy” – mecenasa Łypacewicza, „Apteka” – J. Koniecznego, Szkoła Rzemiosł Artystycznych w wąwozach, Mauzoleum Adama, willa na ulicy Poniatowskiego i pomnik w Parku Zdrojowym.

Jan Witkiewicz był główną podporą rodziny Żeromskich. Opiekował się chorym Adasiem Żeromskim, Oktawią i jej matką, Oktawią Chmielewską. To on załatwiał sprawy rodzinne i realizował testamenty Żeromskich. Wraz z żoną Henryką stał się właścicielem willi „Oktawia”, tzn. tej jej części, która nie uległa rozbiórce przez spadkobierców.

Willa „Witkiewiczówka” w Zakopanem, wzniesiona w ll. 1903–1904 w stylu zakopiańskim wg projektu architekta Jana Witkiewicza

Wiosną 1915 roku, w czasie I wojny światowej, Witkiewicz został aresztowany i osadzony na Zamku Lubelskim, a następnie, po wyroku sądu wojskowego, został wysłany wraz z grupą członków organizacji lubelskiej do więzienia Butyrki w Moskwie. Zwolniony za kaucją, wyjechał do Mińska, gdzie przez trzy lata prowadził szkołę zawodową dla dzieci wygnańców. Uczył w niej stolarstwa, wyrobu mebli artystycznych, dywanów. Po przejęciu władzy przez bolszewików nadzorował opiekę nad zabytkami.

Następnie wrócił do żony i trójki dzieci w Nałęczowie. Tutaj w 1918 roku założył Szkołę Rzemiosł Budowlanych, którą rok później przeniósł do Kazimierza nad Wisłą. W szkole, dla której wybudował gmach nad Wisłą, kształcił przyszłych rzemieślników i plastyków. Oprócz szkoły, zbudował też w Kazimierzu Dom Kifnerów, Dom Potworowskich, Łaźnie Miejskie, a także odbudował i konserwował Kamienicę Celejowską i Kamienicę Przybyłów, oraz opracowywał plany zabudowy miasta. W 1926 roku Jan Witkiewicz przeprowadził się do Warszawy, by kontynuować projektowanie i budowę Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Następne jego projekty i realizacje, to Sanatorium dla Dzieci w Zakopanem, Sanatorium w Rabsztynie, Szkoła Rodzin Wojskowych na Żoliborzu w Warszawie, Prewentorium dla Dzieci w Otwocku, kościół w Błędowie i wiele innych. Wojnę spędził Jan Witkiewicz w okolicach Warszawy. W 1940 roku zmarła na gruźlicę jego żona Henryka. Jeden z synów, Jan, zginął w Katyniu. Drugi, Rafał brał udział w powstaniu warszawskim. Córka Henryka, która po upadku powstania znalazła się w obozie w Niemczech, po powrocie wyszła za mąż za Jerzego Szandomirskiego, byłego więźnia obozów, zawodowego fotografa. Zamieszkali w Warszawie. U córki Henryki mieszkał Jan Witkiewicz do końca życia. Pracował do ostatnich dni w Centralnym Zarządzie Ochrony Zabytków. Zmarł w 1958 roku, w wieku 77 lat.

Maciej Witkiewicz

Maciej Witkiewicz – wnuk stryjeczny Stanisława Ignacego Witkiewicza

Zapewne ostatnim ze znanych Witkiewiczów z Poszawsza jest Maciej Witkiewicz, śpiewak operowy, bas-baryton, profesor Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Urodził się w Jezierniku na Żuławach jako syn Rafała i wnuk Jana Witkiewicza-Koszczyca, prawnuk Jana, drugiego z rzędu syna Ignacego Witkiewicza, powstańca 1863 r. i sybiraka. Ojciec Macieja, inżynier- rolnik, organizował powojenne rolnictwo w gminie Ostaszewo na Żuławach. Matka pracowała jako pielęgniarka. Następnie rodzice przenieśli się do Warszawy. Dzieciństwo Maciej spędził w Zakopanem, potem studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Później ukończył Państwową Wyższą Szkołę Muzyczną w Warszawie. Koncertował w Polsce i w wielu krajach Europy, wykłada w Akademii Muzycznej im. F. Nowowiejskiego w Bydgoszczy.

Linia rosyjska rodziny Witkiewiczów z Poszawsza

Ignacy Witkiewicz, trzeci z rzędu syn Ignacego, w latach 60.-70. XIX wieku studiował na Uniwersytecie Petersburskim i po ukończeniu studiów tam pozostał i założył rodzinę. Stanisław Ignacy Witkiewicz-Witkacy w 1915 roku odwiedzał w Petersburgu krewnych i przy ich pomocy dostał się do Lejb-gwardii pawłowskiego pułku, z którym walczył na froncie przeciwko oddziałom austro-węgierskim.

Witold Witkiewicz, syn Ignacego – twórca radzieckiej meteorologii

Witold Ignatiewicz (syn Ignacego), urodzony w 1888 roku był rosyjskim uczonym, meteorologiem. Ukończył wydział fizyko-matematyczny na Uniwersytecie Moskiewskim. Pozostał na tym uniwersytecie i był wykładowcą matematyki i fizyki. Po 1933 roku wykładał meteorologię i jest jednym z twórców radzieckiej meteorologii. Zmarł po 1970 roku.

Wnuk Ignacego Witkiewicza, syn Witolda, Wiktor (Wiktor Witoldowicz Witkiewicz) urodził się w 1917 roku w mieście Klin w obwodzie moskiewskim. W 1939 r. ukończył Moskiewski Instytut Łączności. W latach 1941-1947 służył w Armii Czerwonej, od 1948 roku pracował w Instytucie Fizyki Akademii Nauk ZSRR. Zajmował się radioastronomią. Zmarł w 1992 roku.

Wiktor Witkiewicz, syn Witolda – pracował w Akademii Nauk ZSRR , zajmował się radioastronomią

Mieczysław Jackiewicz

Deportacja trzecia – 29 czerwca 1940 roku

W czerwcu 1940 roku Sowieci przeprowadzili trzecią masową deportację, która objęła przede wszystkim uciekinierów z zachodniej i centralnej Polski. Wśród deportowanych znaczną część stanowiła ludność pochodząca z dużych ośrodków miejskich i miasteczek, intelektualiści reprezentujący różne zawody, m.in.: nauczyciele, Deportacje obywateli polskich w głąb ZSRR w latach 1939-1941 lekarze, inżynierowie, konstruktorzy, pracownicy wyższych uczelni, specjaliści budowlani.

Masa uchodźców, którzy uciekali przed niemieckim okupantem, zmierzała w kierunku wschodniej granicy, oczekując wsparcia i możliwości tymczasowego osiedlenia na terytorium Związku Sowieckiego. W rezultacie na Kresach Wschodnich II RP znalazło się ok. 300 tys. uchodźców z zachodniej i centralnej Polski. Wśród nich największą grupę stanowili Żydzi, których sytuacja pod względem prawnym i zwyczajnie ludzkim była już od kilku lat beznadziejna. Żydzi ratowali się ucieczką przed represjami i okrucieństwem niemieckim porzucając swoje domy i ukrywając spieniężony majątek. Kierowali się zwłaszcza do dużych ośrodków miejskich na wschodzie tj.: Wilno, Białystok, Brześć, Łuck, Lwów, Tarnopol i Stanisławów, gdzie szukali dalszych kontaktów i możliwości przetrwania.

Polscy uciekinierzy podążają w kierunku wschodnim

Kilka miesięcy wcześniej strony biorące udział w rozbiorze II RP, podpisały porozumienie, na mocy którego nastąpić miała wymiana uchodźców z Polski. Na wschód mogli wyjechać Białorusini i Ukraińcy, którzy przebywali w strefie niemieckiej, natomiast na zachód – Niemcy osiedleni w strefie radzieckiej. Pierwsi przesiedlenia rozpoczęli Sowieci, którzy utworzyli na obszarze Generalnego Gubernatorstwa trzy radzieckie komisje ewakuacyjne (w Białej Podlaskiej, Jarosławiu i Hrubieszowie). Natomiast nieco później przesiedlenia rozpoczęli Niemcy, tworząc po wschodniej stronie linii demarkacyjnej swoje punkty kontrolne (w Brześciu, Włodzimierzu Wołyńskim i Przemyślu). Akcja przesiedleńcza trwała od lutego do połowy maja 1940 r. W związku z bardzo dużą liczbą deklaracji po stronie radzieckiej, Niemcy postanowili przyjąć do swojej strefy tylko tych, których „władze III Rzeszy będą uważały za odpowiednie”. Dotyczyło to zwłaszcza osób narodowości niemieckiej, które jako koloniści osiedlone były na Kresach Wschodnich. Podczas selekcji kategorycznie zostały odrzucone listy osób pochodzenia żydowskiego, co dawało pretekst stronie radzieckiej do uznania tej grupy uchodźców jako wrogów ludu o antysowieckim nastawieniu.

Parada Armii Czerwonej po wkroczeniu do Kiszyniowa. 4 lipca 1940 r.

Stanowisko władz sowieckich miało jeszcze jedno bardzo ważne znaczenie. 28 czerwca 1940 roku ambasadorowi rumuńskiemu w Moskwie Grigoremu Gafencu zostało wręczone ultimatum, w którym informowano, że ZSRR anektuje Besarabię oraz północną Bukowinę z Czerniowcami. W myśl dalszych ustaleń tereny zajęte przez ZSRR zostały wcielone do Ukraińskiej SRR (żupy białogrodzkie i izmailskie na południu oraz chocimskie na północy), natomiast z pozostałych obszarów utworzono Mołdawską SRR ze stolicą w Kiszyniowie. Czerwcowa aneksja terenów skutkowała exodusem 137 tys. zamieszkującej je ludności niemieckiej i rumuńskiej, która pozostawiła po sobie gospodarstwa rolne. Powstałą lukę demograficzną władze radzieckie postanowiły wypełnić uchodźcami, prowadząc akcję do końca 1940 r. Wśród nich znalazło się nie mniej jak 30 tys. chłopów polskich, ukraińskich, bojkowskich z Małopolski Wschodniej i Wołynia.

Deportowane Polki pracują przy spławie drewna na rzece Sisoła. Posiołek Kajgorodek, ZSRR . Fot. ze zbiorów ośrodka KARTA

Podstawę prawną czerwcowych deportacji stanowiła decyzja Biura Politycznego KC WKP(b) z 2 marca 1940 r. w sprawie deportacji „bieżeńców” oraz uchwała RKL ZSRR z 10 kwietnia 1940 r. w sprawie przesiedlenia uchodźców do północnych rejonów ZSRR, rozmieszczeniu ich w osiedlach specjalnych i wykorzystaniu do prac leśnych.

29 czerwca 1940 roku Sowieci przystąpili do masowych wywózek w głąb ZSRR. Trójki operacyjne zabierały pod eskortą NKWD rodziny, które w pośpiechu pakowały swój dobytek. Najczęściej były to rodziny małodzietne i zdekompletowane. Bagaż oraz jego zawartość musiały być dostosowane do wymogów podróży (zgodnie z wytycznymi władz sowieckich). Aresztowania służby NKWD dokonywały najczęściej rano, kiedy zaskoczone rodziny jeszcze spały. Następnie wysiedleńców zawożono do punktu zbornego i na stację kolejową, gdzie dokonywano załadunku do podstawionych eszelonów.

Zesłańcy ciężko pracują przy budowie drogi przez tajgę

W efekcie przeprowadzonej akcji przesiedlono 80 653 osoby, w tym 7 224 rodzin (22 879 osób) z Zachodniej Białorusi i 24 700 rodzin (57 774 osoby) z Zachodniej Ukrainy. Do grupy czerwcowej należy doliczyć dodatkowo nie mniej jak 16 617 „odinoczek” (osób samotnych), z czego z Zachodniej Ukrainy – 9 275 i Zachodniej Białorusi – 7 342 osoby. Większość deportowanych stanowiła ludność narodowości żydowskiej (84,6%), następnie Polacy (11%), Ukraińcy (2,3%), Białorusini (0,2%) oraz inne narodowości (1,9%).

Deportowanych wywieziono do 251 „spiecposiołków” i umieszczono ich, podobnie jak przesiedleńców lutowych, w autonomicznych republikach radzieckich: Jakuckiej, Komi i Maryjskiej, w krajach: Ałtajskim i Krasnojarskim, oraz w obwodach RFSRR: archangielskim, czelabińskim, gorkowskim, irkuckim, mołotowski, nowosybirskim, omskim, swierdłowskim i wołogodzkim. Kontrolę nad „bieżeńcami” sprawowało 158 komendantur NKWD.

Zgodnie z zawartymi umowami pomiędzy NKWD i Komisariatami Ludowymi ZSRR, zesłańcy trafili m.in. do: Narkomles – 33 927 osób, COLES NKPS – 9 816 osób, Narkomcwietmiet – 7 184 osoby oraz obozów leśnych NKWD – 21 375. Wśród nich było ponad 22 tys. dzieci do lat 16.

Wanda i Stanisław Ciumanowie z urodzoną w Ałdanie córką Basią. Listopad 1943 r. Fot. IPN

Warunki, w jakich przebiegała akcja deportacyjna, zasadniczo nie różniły się od pozostałych. Nadal nie było praktycznie żadnej opieki lekarskiej. Żywność i wodę przesiedleńcy mieli racjonowaną do minimum. Nieco lepiej natomiast wyglądały warunki podczas transportu. Sowieci przydzielali jeden wagon na dwie rodziny.

Z analizy literatury źródłowej wynika, że nie wszyscy badacze zgadzają się co do liczby osób deportowanych w czerwcu 1940 r. W tej kwestii jest wiele luk do uzupełnienia. Jest to dowód na to, że nadal powinny być prowadzone badania nad zsyłkami w głąb ZSRR z uwzględnieniem materiałów archiwalnych Moskwy i Londynu.

Arkadiusz Szymczyna

90 lat temu w Grodnie…

Można bez trudu, także w Internecie, przeczytać krótkie zarysy losów nadniemeńskiego grodu Batorowego, natrafić na opisy wydarzeń szczególnie ważnych, biografie najznakomitszych grodnian.
Wciąż natomiast za mało wiemy o życiu codziennym w mieście, o jego kolorycie, problemach i problemikach.

No to zajrzyjmy do numerów „Gazety Grodzieńskiej”, niestety będącej mutacją, z jedną tylko – ostatnią – stroną redagowaną na miejscu i tu drukowaną. Za to specjalnie wybrałem rok 1932 i miesiąc kwiecień, by przenieść się w czasie dokładnie o 90 lat.

„Gazeta” była dziennikiem ilustrowanym, funkcję redaktora pełnił Tadeusz Korulski, postać o bogatym życiorysie, godna oddzielnej publikacji. Urodził się w 1896 r. w rodzinie o mocnych tradycjach patriotycznych. Porucznik Tadeusz był kawalerem Krzyża Niepodległości za walkę o niepodległość II RP w Legionach Polskich (2. pułk) i w 41. (suwalskim) pułku piechoty. Po wojnie 1920 r. zamieszkał w Grodnie, tu w latach 1923-1939 redagował również „Dziennik Kresowy”. W 1940 r. zdołał wydostać się z miasta, okupowanego przez Sowietów, i zamieszkał w Warszawie. T. Korulski, pseud. Turzyma (od zawołania herbowego), i dwóch jego synów kpr. Sławomir „Żegota” i kpr. pchor. Jerzy „Wacław” wzięli udział w powstaniu warszawskim. „Turzyma” po zakończeniu wojny przeniósł się z rodziną do Bydgoszczy, był represjonowany za działalność w mikołajczykowskim Polskim Stronnictwie Ludowym. Zmarł w 1970 r.

Tadeusz Korulski, redaktor „Gazety Grodzieńskiej”. Fot. z archiwum rodzinn ego Tadeusza
Marcina Korulskiego

Redakcja „Gazety Grodzieńskiej” mieściła się przy ul. Dominikańskiej pod nr. 10 (tel. 226), niedaleko
od Polskiej Drukarni Kresowej (Dominikańska 41), gdzie czasopismo składano i powielano. Numer dziesięciostronicowy kosztował 10 gr, a w prenumeracie miesięcznej 3 zł. „Gazeta” sprzyjała ówczesnej władzy politycznej, informowała o posłach piłsudczykowskiego Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, ale stroniła od natrętnej propagandy i wykazywała zajadłą wrogość jedynie wobec komunistów oraz Hitlera i jego zwolenników, zwłaszcza na terenie Wolnego Miasta Gdańska. Czasopismo informowało szeroko o sensacjach i skandalach ze świata oraz całego kraju, podając krótsze na ogół wieści polityczne oraz społeczne. Na rozkładówce więcej było zdjęć, nęciły czytelników opowieści obyczajowe, literatura w odcinkach (Jak zdobyć serce i pieniądze), dowcipy, poradnik Józefa Gawędy. Nie zabrakło ogłoszeń, reklam i listów czytelników.

Ulica Zamkowa w Grodnie w okresie międzywojennym

Rzucały się w oczy rozbudowane tytuły, pisane wielką czcionką. Szproty przeistoczyły się w bibułę komunistyczną. W sieci władz bezpieczeństwa wpadła grubsza ryba. Z tekstu wynikało, że policji udało się przejąć przesyłkę z Warszawy do Grodna, zawierającą 38 kg broszur i odezw komunistycznych. Oficjalnie zadeklarowano zawartość tej paki jako konserwy rybne. A w dn. 1 kwietnia 1932 roku ukazała się w „Gazecie” primaaprilisowa zapowiedź o wydaniu przez Józefa Jodkowskiego, dyrektora muzeum na Starym Zamku, dużej monografii miasta: Prawdy i baśnie o jelonku grodzieńskim. Przyznaję, że omawiane czasopismo bardzo aktywnie wspierało bezrobotnych i biednych, bo trwał przecież wielki kryzys gospodarczy. Redakcja nawoływała o wsłuchiwanie się w głosy cierpiących, żeby zrozumieć, ile jest nędzy w kraju. Szczególnie ubolewano nad losem zrozpaczonych matek niemogących zapewnić swym dzieciom wyżywienia, butów, ubrań, leków. Wytropiono nawet w Grodnie „zorganizowaną akcję” podrzucania niemowląt. Trudniła się tym stróżka domu przy ul. Mieszczańskiej 3 biorąc za usługę 5 zł. Przy podrzuconej 9-miesięcznej dziewczynce znaleziono kartkę z napisem „prawosławna Nina” (GG, nr 107).

Walka z kryzysem

Władze, instytucje miejskie oraz państwowe i wojsko, także mieszkańcy z dobrej woli oraz z tytułu obowiązkowych podatków i dopłat (m.in. za pobrany prąd elektryczny i wodę), świadczyli na rzecz bezrobotnych. Przodowała kadra wojskowa, na drugim miejscu uplasowali się urzędnicy, za nimi osoby zatrudnione w przemyśle i handlu, robotnicy, właściciele nieruchomości, przedstawiciele wolnych zawodów. Zebrane kwoty przekazywano pozbawionym pracy i żyjącym w nędzy w formie zasiłków pieniężnych oraz darów w naturze. Minionej jesieni i zimy wydano w Grodnie ponad 95 tys. obiadów dla chrześcijan oraz ponad 60 tys. dla Żydów, ponadto dożywiano uczniów (najmłodsi otrzymywali kubek mleka), rozdawano paczki na Boże Narodzenie i Wielkanoc, przekazywano bony na pomoc lekarską i talony na poszukiwanie pracy. Pamiętano o ofiarach poszkodowanych w wypadkach losowych. Opornych upominał Powiatowy Komitet ds. Bezrobocia, Rada Miejska („grodzieński Kapitol”) debatowała nad zmniejszaniem opłat dla kupców i rzemieślników, uaktywniły się cechy, dla bezrobotnych miano uruchomić pracy publiczne.

Budynek ówczesnego żeńskiego Seminarium Nauczycielskiego im. Elizy Orzeszkowej
w Grodnie. Fot. Archiwum ZPB

„Gazeta Grodzieńska” bardzo często informowała o akcjach charytatywnych. Najchętniej organizowano płatne wieczorki z tańcami i grą w karty (dancing-bridż), uatrakcyjniane deklamacjami, śpiewami i występami muzyków (Worotyński, artysta byłej opery carskiej). Zapraszano również na charytatywne wieczory literackie, na przykład poetkę z Wilna Eugenię Masiejewską oraz aktora i dyrektora miejscowego teatru Kazimierza Opalińskiego. Uzyskane dochody przeznaczano na wsparcie między innymi niezamożnych uczniów (także z Państwowego Seminarium Męskiego), przedszkoli i żłobków, inicjatyw oświatowych i kulturalnych. Odbył się nawet dancing na cele kulturalno-oświatowe wsi.

Związek Pracy Obywatelskiej Kobiet zbierał środki na zakup Domu Dziecka w Druskiennikach, Stowarzyszenie Pań Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo opiekowało się 130 biednymi, a Rodzina Wojskowa przygotowywała letnie kolonie. Lokali na cele społeczne użyczały: wojsko (Oficerskie Kasyno Garnizonowe), szkoły, biblioteki, cukiernia „Europejska”. Wyróżniała się grodzieńska Polska Macierz Szkolna, która przewodziła i w zbiórkach na „Dar Narodowy 3 Maja”. „Biały Krzyż” zapowiedział wieczór w Kasynie Garnizonowym pod hasłem „Poradzimy z kryzysem”; panie zobowiązano do „najtańszego a zarazem najgustowniejszego stroju”. Bez rozgłosu, ale skutecznie wspierały biednych parafie i organizacje skupiające wiernych wszystkich wyznań. Redakcja zaś przypominała: „W niedoli i nieszczęściu pomagajmy sobie wzajemnie”.

Dobrze i źle o aktywności społecznej

Oprócz już wymienionych stowarzyszeń i organizacji, w kwietniu 1932 roku na łamach „Gazety Grodzieńskiej” swą aktywność potwierdziły jeszcze: orkiestra strażacka (koncerty), Koło Peowiaków (Polskiej Organizacji Wojskowej), Patronat Więzienny, Powiatowa Rada Łowiecka (obrona zwierzostanu), Przysposobienie Kobiet do Obrony Kraju, Towarzystwo Przyjaciół Literatury i Sztuki w Grodnie, Związek Strzelecki, Związek Harcerstwa Polskiego, kilka szkół. Wygłaszano odczyty (m.in. gen. Franciszek Kleeberg), obchodzono uroczystości, odbywały się spotkania poselskie. Informację z posiedzenia Towarzystwa im. Elizy Orzeszkowej opatrzono tytułem: Złote myśli Wielkiej Pisarki Nadniemeńskiej krzepić będą nasze serca. Trwały prace nad wydaniem tomu 1. listów autorki (zaplanowano ich 10) i na ten cel 15 osób zadeklarowało wnoszenie opłat po 10 zł przez 10 miesięcy; członkowska składka miesięczna wynosiła 50 gr. Obszerne sprawozdanie opublikował Komitet do spraw ogrodzenia i uporządkowania cmentarza Fary Grodzieńskiej. Od października 1931 r. zebrano 1326 zł, co pozwoliło na wymurowanie 190 m parkanu. Trwało podcinanie drzew, wytyczono nowe ścieżki, a stare ubijano żwirem. Postanowiono wezwać posiadaczy grobów do ich uporządkowania do dnia 1 czerwca. Po tym czasie wszystkie zniszczone krzyże i tablice miały być usunięte, a stare i zaniedbane mogiły zniwelowane.

Sztuka w wykonaniu artystów Teatru Miejskiego im. Elizy Orzeszkowej

Odniosłem wrażenie, że jak na okres wielkiego kryzysu ekonomicznego i skromną objętość strony GG aktywność społeczna wypadła zupełnie dobrze. A jednak w nr. 94 czasopisma ukazał się artykuł: W naszem życiu społecznem brak materiału palnego. – Grodno zdobyło sobie opinię miasta o wielkiej żywotności kulturalnej. Życie społeczne miało w sobie jakąś jędrność twórczą. Niejednokrotnie miasto nasze promieniowało przykładami kulturalnemi i patriotycznymi na całą Polskę. Były słowa, były i czyny. Był zapał, wyścig pracy i współzawodnictwo. Ledwo ktoś rzucił jakąś myśl czy hasło, a już zapalały się do czynu różne związki i stowarzyszenia. Łatwo się było porozumieć w kwestiach zasadniczych i ideowych. Dziś to wszystko jakoś „oklapło”. Autor przyznał, że były wyjątki, ale należało prosić, alarmować, popychać, na zebrania przychodziła 1/3 zaproszonych, walne zebrania nie dochodziły do skutku. „Dlaczego tak jest? Gdzie się podziało to ciepło życzliwości i optymizm twórczy, którym nacechowane było życie społeczne w Grodnie? Co się stało z naturą ludzką? (…) Dokądże my zajdziemy z tym ociężałym zniechęceniem do życia twórczego?”. Przypomnę – taką opinię wyrażono w 1932 roku.

Pochwała teatru. Kina i sport

Pracę zespołu teatru grodzieńskiego określono epitetem: zaszczytna. Taką opinię wyrażono i podczas posiedzenia Koła Miast Województwa Białostockiego z udziałem prezydenta Grodna Maurycego O’Brien de Lacy. Teatr w sezonie jesienno-zimowym dał poza Grodnem – jako objazdowy – 43 przedstawienia: 30 w Białymstoku, 7 w Sokółce, 3 w Suwałkach, 2 w Augustowie i jedno w Wołkowysku. Wynikł z tego deficyt w kwocie ponad 13 tys. zł, pokryty z gaż aktorskich (!). Po prostu kryzys zmniejszył liczbę widzów, nadal jednak chwalono zespół „za wysoki poziom repertuaru i pietyzm w opracowaniu poszczególnych sztuk pomimo ciężkich warunków materialnych”.

Kino Pan w międzywojennym Grodnie. Lata 30. XX w.

Podkreślano, że teatr grodzieński prezentował dobrze dobrane sztuki, a aktorzy spisywali się bez zarzutów. „Taki teatr wart jest poparcia nie tylko moralnego, ale i materialnego” (GG, nr 93). Teatr Miejski im. Elizy Orzeszkowej w Grodnie zapowiedział premierę „bardzo ciekawego i wiernego reportażu historycznego z ostatnich dni panowania Mikołaja II dwóch wybitnych pisarzy rosyjskich Aleksego Tołstoja i Pawła Szczegłowa pt. „Carowa i Rasputin”. Anonsowano również w kwietniu 1932 r. występy: Teatrzyku Międzyszkolnego (Piękna bajka dla grzecznych dzieci, bilety od 20 gr), Teatru Garnizonowego (rewia Precz z kryzysem) oraz zespołu Instytutu „Reduty” z Warszawy z głośną sztuką Sprawa Moniki.

Kazimierz Opaliński, dyrektor teatru w Grodnie

Gorzej miały się kina, narzekające, że Magistrat „gnębi je niemiłosiernie” finansowo. Te zrzeszone w Powszechnym Towarzystwie Kinowym „Peteka” („Apollo, „Polonia”, „Palace”) płaciły podatek od widowisk wyższy o 50% niż w Białymstoku. A ponadto władze miejskie żądały dodatkowych opłat od szyldów, plakatów i fotosów. Chyba lepiej miało się kino dźwiękowe „Światowid” (Brygidzka 2), w którym można było obejrzeć „chlubę kinematografii polskiej „Cham” według E. Orzeszkowej.

Grupa zawodników WKS Grodno na boisku. 1936 r. Fot ze zbiorów NAC

Z początkiem wiosny ruszyły rozgrywki piłkarskie, w meczu inauguracyjnym drużyna KS Cresovia wygrała 4:1 z ŻKS Makabi. Popularnością cieszył się VIII doroczny bieg na przełaj o puchar m. Grodna na dystansie 5 km i „bieg kolarski” Hoża – Grodno (38 km). Niechlubny zaś rekord szybkości pobiła kartka pocztowa wysłana z Wilna w 1912 r. (co potwierdzał stempel na znaczku carskim za 3 kop.), która do Grodna dotarła po 20 latach. Wojskowy Wioślarski „Grodno” zamierzał urządzić po raz pierwszy zawody żeglarskie.

Ciekawostki i zdarzenia

W nr. 89 „Gazety Grodzieńskiej” ucieszył czytelników tytuł Czerwony dyktator na łożu śmierci. załączono zdjęcie leżącego na poduszce Józefa Stalina. Niestety, nadzieje się nie potwierdziły. Natomiast prawdziwy był tytuł artykułu w nr. 100: Humbug sowiecki. Litwinow o rozbrojeniu. Litwinow był wówczas ministrem spraw zagranicznych Rosji, a humbug wedle słownika, to „bardzo rozreklamowana sprawa, która po pewnym czasie okazuje się oszustwem”. Z poważnymi obawami obserwowano w połowie kwietnia raptowne podnoszenie się wód Niemna. Bezrobotni musieli umacniać wał, by nie osuwała się Góra Zamkowa. Tymczasem Urząd Pocztowy ulokował się nareszcie we własnym gmachu, czyli w zakupionym byłym domu Prumkina przy ul. Orzeszkowej. Ten fakt zmartwił jednak Bibliotekę Miejską, która musiała opuścić pomieszczenia zajmowane tam od szeregu lat. Z kolei w lokalu Państwowego Seminarium Żeńskiego przy ul. Orzeszkowej 22 zebrali się nauczyciele z miasta i powiatu, by radzić o uruchomieniu Państwowej Biblioteki Pedagogicznej w Grodnie. Dyskutowano również o rozwinięciu propagandy w celu wzmożenia ruchu turystycznego. Piękno ziemi grodzieńskiej wabi turystów, ale wciąż przyjeżdża ich tu za mało. „Rokrocznie o tem mówimy, wytykamy sobie błędy i na tem koniec”.

Ps. Jak się Państwo domyślacie z żalem opuściłem smaczne tytuły i szczegóły z kroniki towarzyskiej oraz kryminalnej, bo miejsca nie stało. A działo się, oj działo, przykładem Wilk na zamku (wpadł na podwórze za kurą)

Adam Czesław Dobroński

Losy Witkiewiczów z Poszawsza na Żmudzi (1)

Miejscowość Poszawsze leży nad rzeką Szauszą, dawniej w powiecie szawelskim, obecnie na terytorium rejonu kielmowskiego na Żmudzi. Ze źródeł historycznych wiadomo, że w XVI-XVIII w. miasteczko było centrum oświatowym Żmudzi.

W tym okresie dwór w Poszawszu należał do Bejnartów. Stanisław Bejnart, notariusz i skarbnik WKL, będąc bezdzietnym Poszawsze zapisał jezuitom, którzy uporządkowali dwór i dobra. Podczas wojny północnej (1665-1660) miasteczko mocno ucierpiało, ale na początku XVIII w. dzięki jezuitom znowu zaczęło się rozwijać: działały wówczas dwie karczmy, browar, piekarnia, był szpitalik. W centrum miasteczka stał murowany kościół, obok klasztor i budynek kolegium (szkoła i bursa), w którym wykładali sprowadzeni z Wilna profesorowie. Po kasacji zakonu jezuitów w 1773 r. kolegium przejęła Komisja Edukacji Narodowej. Jednakże z braku zainteresowania nauką przez okoliczną szlachtę kolegium wkrótce przestało istnieć i miasteczko powoli podupadło. Dwór kupił Jan Wołkowski, który na początku XIX wieku odsprzedał go Wiktorynowi i Justynie z Mikuckich Witkiewiczom herbu Nieczuja, właścicielom majątku Gordele w d. powiecie szawelskim. Z chwilą przeprowadzki Witkiewiczów do Poszawsza ta miejscowość stała się gniazdem rodzinnym potomków Wiktoryna i Justyny Witkiewiczów.

Franciszek Szemiot, przywódca powstania listopadowego na Żmudzi

Ignacy

Gospodarzyć w Poszawszu pozostał młodszy syn Wiktoryna i Justyny Witkiewiczów – Ignacy. Jako 17-letni młodzieniec uczestniczył w powstaniu listopadowym na Litwie. Później ożenił się z Elwirą z Szemiothów herbu Łabędź, z rodziny znanej w Wielkim Księstwie Litewskim od bodaj XVI wieku. Mieli oni trzynaścioro dzieci. Czworo zmarło w dzieciństwie, natomiast dziewięcioro – czterech synów (Wiktor, Jan, Ignacy, Stanisław) oraz pięć córek (Elwira, Barbara, Maria, Aniela i Eugenia) chowało się zdrowo w poszawskim domu. Ze względu na liczną rodzinę Ignacy dwór rozbudował. Jak wspominają jego wnuki, było w nim aż 36 pokojów.

W 1863 roku 49-letni Ignacy Witkiewicz nie pozostał obojętny i włączył się do powstania: jako naczelnik cywilny powiatu szawelskiego dostarczał powstańcom konie, obrok, żywność, broń. Do powstania poszedł też jego starszy, szesnastoletni syn Jan, lecz niedługo walczył, bowiem wkrótce przywiózł go wynędzniałego do Poszawsza chłop żmudzki. Najstarszy syn Ignacego – Wiktor, z powodu słabego zdrowia służyćw wojsku nie mógł, otrzymał od Rządu Narodowego rozkaz zbierania podatków, werbowania ochotników. Pomagała mu w tym matka. Ponadto sojuszniczką Wiktora była siostra Barbara zaręczona wówczas z młodym lekarzem Matusewiczem. Z chwilą wybuchu powstania najmłodszy syn Witkiewiczów – Stanisław był uczniem klasy trzeciej gimnazjum w Szawlach, jako patriota porzucił naukę i również włączył się do powstania. Będąc dwunastoletnim chłopcem pełnił rolę łącznika, dostarczając powstańcom prowiant, proch oraz bieżące informacje o ruchach oddziałów carskich. Trzeci z rzędu syn Witkiewiczów Ignacy nie uczestniczył w powstaniu, uczył się w gimnazjum i następnie został studentem Uniwersytetu w Petersburgu.

Pomnik wolności w Poszawszu

Po stłumieniu powstania ojca – Ignacego Witkiewicza, matkę – Elwirę Witkiewiczową oraz rodzeństwo – Barbarę i Jana skazano na zesłanie do guberni tomskiej na pięć lat. Ukrywający się najstarszy brat Wiktor skazany został zaocznie na karę śmierci. Z pomocą dzielnej siostry Barbary udało mu się zbiec za granicę, zaopiekował się nim brat matki Franciszek Szemiot, nieco później zaopiekował się on także dziesięcioletnią Anielką, przewiezioną do Paryża. W drodze łaski pozwolono wszystkim skazanym członkom rodziny na wyjazd do Tomska.

Stanisław, Maria i Eugenia wyruszyli razem z rodzicami jako osoby „towarzyszące”. Odjeżdżających żegnali chłopi z Poszawsza, z płaczem, jak napisze później w swoich „Wspomnieniach” Maria Witkiewiczówna, obejmujący kolana rodziców, deklarując opiekę nad dziećmi. Na zesłaniu w Tomsku rodzina Witkiewiczów przebywała od 1864 do 1868 r. Dzięki zabiegom starszego brata Stanisława, Ignacego Witkiewicza, studiującego wówczas na Uniwersytecie w Petersburgu, uzyskano zgodę na powrót rodziny Witkiewiczów, ale nie na Litwę, lecz do Królestwa. Ignacy Witkiewicz z żoną Elwirą, córkami Eugenią, Marią, Barbarą i jej córką i mężem Władysławem Matusewiczem, a także z synem Janem wypłynęli statkiem z Tomska 29 sierpnia 1868 roku. Stanisław wcześniej, bo wiosną 1868 roku wyjechał z Syberii do kraju, gdzie rozpoczął starania o zwolnienie ojca z rodziną i brata Jana z zesłania.

Alwida Bajor, dziennikarka wileńska, odnalazła w Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem notatnik z tej podróży, spisany ręką Ignacego Witkiewicza. W powrotnej drodze do ojczyzny, na statku płynącym po rzece Ob pisał 7 września1868 r.: „… śpi nas siedmioro z wnuczką naszą [Elwircia Matusewiczówna, córka Barbary i Władysława, imienniczka swojej babki] – tutaj skład naszych rzeczy, produktów jadalnych […] na pierwszy widok przedstawia się na kształt szałasu cygańskiego”. 12 września odnotował, że tnie śnieg i że wysoka fala huśta statkiem.13 września zanotował: „… dopływamy do Irtysza na drodze tej już bez powrotu, aby Bóg dał szczęśliwie tę podróż przeżyć”. W chwilę później Ignacy Witkiewicz już nie żył. „Nie cierpiąc wcale osunął się cicho w objęcia nieszczęśliwej Matki. […] Co za rozpacz!” – napisze później córka Maria.

Zachowane pozostałości dawnego zespołu pojezuickiego w Poszawszu

Dramatyczna podróż rodziny skończyła się w Tobolsku, gdzie Ignacy Witkiewicz został pochowany, w trumnie, którą syn Jan zrobił na statku.

Po powrocie z Syberii rodzina Witkiewiczów zamieszkała w Warszawie, potem przeniosła się do Łowicza, następnie do Urdomina w pobliżu miasta Łoździeje, do majątku siostry Elwiry Witkiewiczowej. Do Poszawsza Witkiewiczowie nigdy nie powrócili. Majątek władze carskie skonfiskowały. Losem tego majątku zainteresował się Henryk Matusewicz, mieszkaniec Kowna, prawnuk doktora Władysława Matusewicza. W archiwalnych dokumentach H. Matusewicz znalazł informację, że w końcu XIX wieku dwór w Poszawszu był w rękach niejakiego Pokarklińskiego, „katolika dworzanina” (jak zapisano w inwentarzu z carskich czasów). W 1889 roku właścicielkami Poszawsza były panny Pokarklińskie – Marcjanna, Barbara i Paulina. Majątek liczył około 300 ha gruntu razem z lasem… W latach 20. XX wieku majątek został rozparcelowany, w Poszawszu utworzono centrum gminy, później wieś włączono do gminy w Podubisi. W 1931 roku wzniesiono tu pomnik pamięci walk ochotników litewskich w 1919 roku z rosyjskimi oddziałami gen. Pawła Bermondta-Awałowa. W 1961 roku pomnik ten został zburzony, zaś w 15 lipca 1989 roku odbudowany. Obecną właścicielką Poszawsza jest Danutė Landzbergienė z Narbuttów.

Kościół rzymskokatolicki w Tomsku

Dwór Witkiewiczów zachował się i obecny wygląd jego tak oto opisuje nieżyjący już niestety Henryk Matusewicz: „Jest to budowla murowana, podpiwniczona, wzniesiona na wysokiej podmurówce, o tynkowanych i malowanych na biało ścianach obwiedzionych pod okapem profilowanym gzymsem, z pilastrami w narożach. W elewacji frontowej w trójosiowej części centralnej znajduje się ganek powstały wtórnie z obudowania czterokolumnowego portyku, elewacje boczne są także trójosiowe. Wtórne jest również obecne przykrycie eternitem naczółkowego dachu z jedną małą lukarną oraz drewniany fronton nad gankiem. Oryginalne natomiast są, jak się wydaje, profilowane obróbki murarskie otworów okiennych mieszczących sześciopolowe dwuskrzydłowe okna. Dwór otacza zaniedbany park, zaś w jego pobliżu są ruiny siedemnastowiecznego zespołu pojezuickiego – kościół i kolegium”.

Stanisław

Pierwsze nauki mały Staś pobierał w domu. Na początku lat sześćdziesiątych, podobnie jak starsi bracia, rozpoczął naukę w gimnazjum w Szawlach. Naukę Stanisława Witkiewicza w gimnazjum, uczęszczał wtedy do trzeciej klasy, przerwał wybuch powstania styczniowego w 1863 r. Po upadku powstania razem z rodziną przebywał na zesłaniu w Syberii.

Portret Stanisława Witkiewicza autorstwa Jacka Malczewskiego. Ok. 1897 r.

Po powrocie z zesłania w 1868 r. Stanisław Witkiewicz rozpoczął studia na Akademii Sztuki w Petersburgu. Przebywał tam w latach 1868-1871. Studia te kontynuował od roku 1872 do 1875 w Monachium. W stolicy Bawarii poznał licznych polskich artystów. Cierpiał tam jednak niedostatek, często głodował, początkowo odczuwał też samotność. To sprawiło, że młodemu Żmudzinowi w tym okresie nie były obce myśli samobójcze. Na pobyt w Monachium składał się też początek jego przyjaźni z Józefem Chełmońskim, a także poznanie Adama Chmielowskiego (późniejszy Brat Albert), którego poglądy na sztukę wywarły wielki i trwały wpływ na Stanisława.

Po powrocie do kraju w 1873 r. zamieszkał z matką i dwiema siostrami – Marią i Eugenią w Warszawie. W 1875 r. powstały tu trzy jego obrazy „Polowanie z chartami”, „Na pastwisku” oraz „Orka”. W tym samym roku poznał Henryka Sienkiewicza, Bolesława Prusa i wraz z J. Chełmońskim, Antonim Piotrowskim i A. Chmielowskim, otworzyli „Wielką malarnię”. Mieściła się ona na poddaszu hotelu „Europejskiego”. Warszawska publiczność, gustująca w tradycyjnej, uwznioślonej sztuce, odrzuciła jednak proponowane przez trzech artystów malarstwo realistyczne. Aby zarobić na utrzymanie, Stanisław Witkiewicz wykonywał w tym okresie lustracje do czasopism i książek.

Helena Modrzejewska – niespełniona miłość Stanisława Witkiewicza

Z powrotem Witkiewicza do kraju, wiązał się też początek jego miłości do Heleny Modrzejewskiej; miłości niespełnionej, która zresztą nigdy nie wygasła. Na początku lat 80. zachorował na gruźlicę. Na leczenie wyjechał w Alpy Tyrolskie. Niedługo po powrocie w 1884 r. objął funkcję kierownika artystycznego „Wędrowca”, redagowanego w Warszawie. Wkrótce po objęciu posady w „Wędrowcu”, w 1884 roku Stanisław Witkiewicz ożenił się z Marią Pietrzkiewicz, nauczycielką muzyki, urodzoną w 1853 roku w Tryszkach, położonych dawniej w powiecie szawelskim, obecnie w rejonie telszewskim na Żmudzi. Ojcem Marii Witkiewiczowej był Wawrzyniec Maurycy Pietrzkiewicz, a matką Julia z Rudnickich. Ojciec pochodził z drobnej szlachty żmudzkiej – z rodziny Wadowskich-Pietrzkiewiczów herbu Ostoja, był powstańcem styczniowym. Maria kształciła się w Konserwatorium Warszawskim pod kierunkiem Rudolfa Strobla i Władysława Żeleńskiego, naukę ukończyła w 1872 roku. Przez wiele lat była nauczycielką muzyki. Opracowała „Elementarz muzyczny”, wydany w Krakowie.

W roku 1885 urodził się ich jedyny syn Stanisław Ignacy. Warto odnotować, że Stanisław Ignacy został ochrzczony dopiero… sześć lat później. Stanisław Witkiewicz obiecał bowiem Helenie Modrzejewskiej, że będzie matką chrzestną jego dziecka. A wielka aktorka dopiero w 1891 r. wróciła z zagranicznych wojaży (ojcem chrzestnym chłopca był słynny Jan Krzeptowski zwany Sabałą).

Małżeństwo Witkiewiczów nie należało do udanych. Maria Witkiewiczowa, zawiedziona w miłości małżeńskiej, całą miłością obdarzyła swe jedyne dziecko. Wychowywała je zresztą we wrogości do ojca. Na początkową niechęć syna do ojca wpływ miał też fakt, że Stanisław traktował potomka jak człowieka dorosłego – bez żadnych roztkliwień.

Stanisław Witkiewicz z synem. Ok. 1893 r.

W późniejszych latach to Stanisław Witkiewicz zajął się wychowaniem syna. Czynił to zresztą w bardzo oryginalny sposób. Na przykład jako zdecydowany przeciwnik systemu szkolnego, zorganizował Stasiowi lekcje w domu. Jedynie egzaminy semestralne zdawał on w szkołach. Pozwalał również synowi czytać wszystko, na co tylko miał ochotę. Sprzyjał też rozmaitym zainteresowaniom syna.

W 1904 r. stan zdrowia (płuca i serce) Stanisława Witkiewicza gwałtownie się pogorszył; niemal nie opuszczał domu, a bardzo często również łóżka. Za namową lekarzy zdecydował się wyjechać na pewien czas na południe. Pocieszeniem dla niego było to, że w tej podróży mógł mu towarzyszyć syn. 21 października 1904 roku wyruszyli do Lovrany na półwyspie Istria (obecnie w granicach Chorwacji), niedaleko Triestu (pierwotnie miejscem pobytu miała być mała wyspa na Adriatyku – Lussin Piccolo). Witkacy powrócił stamtąd do Zakopanego na początku stycznia 1905 r., zaś jego ojciec – w maju.

Wiatr halny w Tatrach. Obraz Stanisława Witkiewicza

W listopadzie 1908 r., pod opieką Marii Dembowskiej i swej siostry Eugenii, Witkiewicz-senior ponownie udał się do Lovrany. Był przekonany, że tak jak poprzedni, będzie to pobyt tylko kilkumiesięczny. Nie przypuszczał, że do Polski już nie powróci. Choć stale łudził się, żył nadzieją, że powrót jednak nastąpi. Postępy gruźlicy sprawiły, że był coraz słabszy, coraz bardziej wyniszczony. Dawał mu się we znaki także artretyzm. Tak więc o podróży do Zakopanego mógł już tylko… marzyć. I marzył! O tym, w jakiej kondycji fizycznej znajdował się wówczas, świadczy na przykład to, że po 1908 r. nie powstała już żadna praca malarska – nie był bowiem w stanie posługiwać się pędzlem. Choroba w zaawansowanym stadium, w połączeniu z artretyzmem, dokonała też dosłownego rozstrzygnięcia swoistej rywalizacji, jaka w nim dotąd się odbywała. W tym okresie zajmował się też pracą literacką. Pisanie stało się dla Stanisława Witkiewicza jedyną dostępną mu formą wypowiedzi.

Teksty, które wówczas powstały (znaczna ich część zaginęła), nie dotyczyły jednak sztuki. Były to bowiem rozważania poświęcone polityce, sprawom społecznych, etyce. Mające, w zamierzeniu ich autora, wskazać Polakom drogę do odbudowania własnej państwowości, jak też umożliwić naprawę ludzkości. Z tym, że w lovrańskim okresie swego życia napisał szczególnie wiele listów. Była to bowiem forma kontaktu, przede wszystkim z żoną i synem, ale także z innymi osobami, w tym z siostrą Marią.

Stan finansów Witkiewicza podczas pobytu na półwyspie Istria był opłakany. Pozbawiony możliwości zarobkowania utrzymywany był przez siostry i Marię Dembowską – swego anioła opiekuńczego. Musiał zresztą wyrzec się wielkiego marzenia – zobaczenia syna, któremu nie był w stanie opłacić podróży jak też pobytu. A Witkiewicz- syn był w takiej samej sytuacji finansowej.

Grób Stanisława Witkiewicza na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem

5 września 1915 r., schorowany, tęskniący a synem, Stanisław Witkiewicz, w Lovranie zmarł. A 12 dni później jego ciało spoczęło na Cmentarzu na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem

cdn

Mieczysław Jackiewicz