Kłopotliwa rekonstrukcja

4 listopada zakończył się pierwszy etap odbudowy tzw. Starego Zamku w Grodnie – budowli, której dzieje sięgają wielkiego księcia Witolda, a nawet czasów jeszcze wcześniejszych. Rezultat nie wszystkim przypadł do gustu.

Stary Zamek w Grodnie nie odegrał tak znaczącej roli, co Zamek Nowy – miejsce ostatniego sejmu Rzeczpospolitej oraz zatwierdzenia II rozbioru. Z kolei legenda, jakoby żywota dokonał tu Stefan Batory, nie znajduje jednoznacznego potwierdzenia w źródłach. Niektórzy historycy uważają, że śmieć dosięgła króla w tzw. Batorówce (ob. ul. K. Marksa 1).

Mimo to stara grodzieńska warownia nie zawsze stała na uboczu historii. Za panowania Jana III Sobieskiego (1674-1696) w jej murach odbyły się trzy sesje sejmu walnego, czyli ogólnokrajowego. Ale nie to jest chyba najważniejsze, tym bardziej, że dwa z nich zostały zerwane, jeden jeszcze przed wyborem marszałka – więc nie bardzo jest się czym chwalić.

Tym, co bardziej może, niż wydarzenia dziejowe, podniosłoby wartość architektoniczno-estetyczną zamku jest – tym razem jak najbardziej historyczna – pamięć obiektu utrwalona na dawnych, XVII- i XVIII-wiecznych ilustracjach ukazujących go w pełnej krasie, nadszarpniętej dopiero adaptacją budowli na rosyjskie koszary.

I tu właśnie zaczyna się problem, ponieważ zdaniem części środowiska naukowego, rekonstrukcja, zrealizowana wg. projektu Uładzimira Baczkowa, do udanych nie należy. Jak powiedział historyk, dr Andrej Czerniakiewicz, odtworzony fragment przypomina „zamek z bajki, stworzony dzięki wyobraźni współczesnych architektów”.

Jednym z  koronnych argumentów przeciwko projektowi ma być niewłaściwa forma hełmu nad bramą wjazdową. Ale jeśli porównać jej obecny kształt z pierwowzorem z ryciny T. Makowskiego z roku 1600 – trudno doszukać się większych różnic. Kamień obrazy stanowi również propozycja budowy nieoryginalnego pomieszczenia gospodarczego.

A teraz przypowieść… na czasie. Komu wydaje się, że słuchając najlepszych nawet uczestników Konkursu Chopinowskiego, obcuje z prawdziwą XI-wieczną muzyką, ten jest w błędzie. Z jednego prostego powodu: Chopin prezentował swe utwory na zupełnie inaczej od dzisiejszych Steinwayów, bardziej „klawesynowo”, brzmiących fortepianach Pleyela.

Może zatem nie należy się zżymać, że Zamek Zamkowi nieidentyczny… I z pogodną rezygnacją przyjąć do wiadomości, że nie podobna dwa razy wejść do tej samej rzeki…

DSK