I do tego jeszcze koronawirus…

Myśląc Białoruś,  ma się przed oczami kraj, by tak rzec, wszechstronnie umęczony. Liczne elementy składają się na ten obraz – i chyba również na rzeczywistość autentyczną. Wśród nich można wymienić niski poziom zamożności, ograniczanie swobód obywatelskich, czy brak życiowych perspektyw. 

Ostatnimi czasy do powyższych dołączyła – jak miało to miejsce na całym świecie – pandemia SARS-CoV-2. W tym momencie sytuacja wirusologiczna na Białorusi  – definiowana jedynie w oparciu o oficjalne komunikaty – przedstawia się gorzej, niż chociażby w sąsiedniej, ponad dwukrotnie gęściej zaludnionej Polsce. Mimo to rządzący mówią o „ostrożnym optymizmie”. Liczby? Według oficjalnych komunikatów dzienna liczba zachorowań nieznacznie tylko przekracza 2 tys., z czego zgonów notuje się kilkanaście.

Jak utrzymuje  niezależny białoruski dziennikarz Denis Kazakiewicz, liczby te są wyssane z palca.  Na swoim profilu Twitterowym pokazuje mocny argument w postaci karty zgonów, która wyciekła z jednego z białoruskich szpitali. Widnieją na niej nazwiska dziewięciu osób. Wszystkie zmarły w dniu, kiedy na całej Białorusi koronawirus zabrał oficjalnie 17 istnień. Jak łatwo policzyć –  żeby rachunek ten był matematycznie prawdopodobny, w całym kraju musiałby się znajdować w sumie dwa szpitale.

Są też inne niepokojące doniesienia. Jak informuje portal Chartyja97, w ramach walki z SARS-CoV-2 sięgnięto do głębokich rezerw kadrowych w postaci studentów ostatniego roku medycyny. Owszem, w Polsce taka sytuacja również miała miejsce, ale… działo się to w czasie narastania trzeciej fali pandemii, czyli wiosną br., kiedy dziennych zakażeń odnotowywano na poziomie 20 tysięcy i więcej.

Na domiar złego, jak można dowiedzieć się na stronie internetowej Biełsat, w każdej chwili może zabraknąć tlenu, będącego jednym ratunkiem dla osób przechodzących chorobę w ciężkiej postaci. Jak mówi rozmówca portalu, internista w jednym z mińskich szpitali: „brakuje punktów poboru tlenu. Dlatego niektóre nieciężkie przypadki są przyłączane do jednego punktu. Więc jeśli obu się pogorszy, to trzeba albo szukać innego punktu, albo odłączyć kogoś, kto nie jest tak krytyczny. By cały tlen szedł do jednego pacjenta”.

Miary nadwyrężenia systemu opieki zdrowotnej dopełniają przesunięcia w transporcie. Z jednej strony, z powodów kadrowych,  kierowcy autobusów mieli zostać przekierowani do pracy w ambulansach, z drugiej białoruska milicja – będąca oczkiem w głowie władz – została poproszona o przekazanie pewnej liczby samochodów na potrzeby ratownictwa medycznego (przypadek taki został odnotowany w Homlu).

Reasumując: wiele wskazuje na to, że władze w Mińsku nie radzą sobie z czwartą falą pandemii. Samo w sobie nie musi to być niczym nadzwyczajnym. Wszyscy pamiętamy medialne migawki z Lombardii, z roku 2020. Miało się wówczas wrażenie, że jeszcze chwila, a tamtejszy system służby zdrowia po prostu pęknie – rozleci się, niczym domek z kart. W obliczu aktualnej sytuacji na Białorusi należy ubolewać, że kraje, którym powodzi się lepiej i które mają pewną nadwyżkę kadrowo-sprzętową nie mogą jej przyjść z pomocą.

fot. Coronavirus in Belarus / BelTA