Przypadki wojenne Ryszarda Jeleckiego cz. 1

Pani Regina Kapica przechowała archiwum i biblioteczkę swego ojca Ryszarda Jeleckiego – obrońcy Grodna, zesłańca, żołnierza 2 Korpusu Polskiego gen. Andersa. Niestety, pamiętnik Ryszarda, spisywany na bibułkach papierosowych, uległ zniszczeniu we Włoszech.

Bez niego również można odtworzyć ten wyjątkowy życiorys chłopca, którego wojna porwała w swe złowrogie objęcia. A on wytrwał, miał trochę szczęścia, wymykał się śmierci, dojrzewał w więzieniach, obozach, na froncie.

Obrońca Grodna

Ryszard Jelecki urodził się 5 marca 1923 r. w Grodnie. Jego ojciec – Mikołaj, rocznik 1902, urodzony w Pińsku, był podoficerem zawodowym, brał udział w wojnie Polski z Rosją bolszewicką w latach 1919-1920, potem służył w 76. Lidzkim Pułku Piechoty im. Ludwika Narbutta w Grodnie. Matka Bronisława, z domu Baranowska, pochodziła z Białegostoku i zajmowała się wychowaniem Ryśka oraz o dwa lata młodszej siostry Ireny. Rodzina mieszkała w Grodnie przy ul. Lenkiewicza 9 (od ul. Skidelskiej), obok ówczesnych koszar im. gen. J. Bema. Syn zaczął edukację w Szkole Powszechnej nr 2 im. Stefana Batorego, a w 1936 r. stał się uczniem Państwowego Gimnazjum Męskiego im. Adama Mickiewicza, mieszczącego się przy al. 3 Maja. Pozycja ojca sprawiła, że syn trafił do szkół cenionych przez grodnian za wysoki poziom nauczania, solidne wychowanie, aktywność kulturalną. Gimnazjalista zasilił drużynę harcerską i dołączył do młodych piłkarzy Wojskowego Klubu Sportowego. Siostra Irena też znalazła się w doborowym gronie uczennic Państwowego Gimnazjum Żeńskiego im. Emilii Plater przy ul. Dominikańskiej 10. Miasto dumne było ze swej młodzieży, a ci czuli się znakomicie w grodzie Batorego.

Ryszard Jelecki (pierwszy z prawej) z kolegami z gimnazjum na ul. Dominikańskiej w Grodnie. 3 maja 1939 r. Fot. z albumu rodzinnego Reginy Kapicy

Kiedy 1 września 1939 r. wybuchła wojna, szesnastoletni druh Rysiek zgłosił się do służby pomocniczej w pododdziałach obrony przeciwlotniczej. Ojciec natomiast ze względu na wiek pozostał jako kancelista w środku Zapasowym 19 Dywizji Piechoty. 17 września w Grodnie uaktywnili się dywersanci, następnego dnia wieczorem doszło do strzelaniny z udziałem skomunizowanych przedstawicieli mniejszości narodowych. Spokój przywrócili żołnierze 31. batalionu wartowniczego dowodzonego przez mjr. Benedykta Serafina. Rano 20 września niespodziewanie na moście drogowym przez Niemen pojawiły się, i to od strony Białegostoku, sowieckie tanki, czołówka Grupy Konno-Zmechanizowanej komkora Iwana Bołdina. Zaskoczony polski posterunek nie zdążył zareagować, czołgi wjechały do miasta i utknęły w wąskich uliczkach. Zwycięska walka z nimi była wielokrotnie opisywana, do żołnierzy dołączyli cywile, także harcerze; używano z dobrym skutkiem butelek z benzyną. Dwa zniszczone czołgi na ul. Dominikańskiej oraz na rogu pl. Batorego i ul. Brygidzkiej zapisano na konto gimnazjalistów z gimnazjum Mickiewicza. Sowieci podciągali posiłki i artylerię, walki toczono przez całą noc, a obrońców zasilili kawalerzyści z Brygady Rezerwowej „Wołkowysk”. Do obrońców dołączył i R. Jelecki. Wiadomo, że został ujęty przez Sowietów 21 września wieczorem, gdy skończyły się boje.

Siostra bohatera artykułu – Irena. Fot. z albumu rodzinnego Reginy Kapicy

Rosjanie rozstrzeliwali bez pardonu również najmłodszych obrońców. Rysiek ocalał, do czego mogła się przyczynić inicjatywa bolejącej matki, która bezskutecznie poszukiwała syna, oglądała zwłoki na miejscach kaźni. Ktoś podpowiedział jej, co można jeszcze zrobić. Zachował się odpis prośby Bronisławy Jeleckiej do Rewolucyjnego Komitetu miasta Grodno. Wyjątkowy to dokument, którego kopię możecie Państwo przeczytać. W prośbie podana została wersja łagodząca – gimnazjalista pracował jako sanitariusz i niósł pomoc rannym, co potwierdzić mogli świadkowie. Również anonimowa pielęgniarka stwierdziła, że szesnastoletni chłopiec był jej pomocnikiem. W tym czasie ojciec, sierżant Mikołaj Jelecki zdołał wydostać się z Grodna, przekroczył granicę litewską i został internowany w obozie w Olicie.

Młodociany jeniec

Dopiero na początku lat 90. ubiegłego wieku Ryszard Jelecki szczegółowo opisał, co się z nim stało po aresztowaniu. Rosjanie po wstępnych przesłuchaniach i selekcji część zatrzymanych umieścili w barakach wojskowego obozu ćwiczebnego po zachodniej stronie Niemna, zapewne na Foluszu. Nocą z 25 na 26 września przeprowadzono ich przez most kołowy i miasto na dworzec osobowy, tam załadowano do wagonów. Pociąg ruszył po południu. Przez Mosty, Wołkowysk, Baranowicze dotarł w dniu następnym do granicznych Stołpiec. Po drodze przybywało wagonów, w Stołpcach nastąpił przeładunek do wagonów sowieckich z szerszym rozstawem kół. Wiezieni dostali trochę chleba i po kawałku słonej ryby, celowo wzbroniono im wody. W Mińsku stali całą noc na bocznicy, 28 września znów ruszyli, wciąż spragnieni i głodni. Przez Orszę, Witebsk, Wielkie Łuki, Toropiec dotarli 29 września do stacji Ostaszków. Dłużyły się kolejne godziny oczekiwania, po rozładunku kazano im przejść około kilometr do przystani, gdzie przy nabrzeżu stały barki. Holownik pociągnął je wzdłuż brzegu, dopiero po zachodzie słońca jeńcy wysiedli na wysepce Stołbnyj na jeziorze Seliger. Przez dziedziniec klasztorny dotarli do parterowego budynku, wchodzili do niego pojedynczo po usłyszeniu swoich nazwisk. Stuosobowe grupy (sotnie) rozmieszczano w salach z pryczami (narami), zagęszczenie było bardzo duże i wciąż się zwiększało.

Plac Wolności w Grodnie

Razem z Ryszardem przyjechało około półtora tysiąca pojmanych Polaków. W obozie znajdowały się już dwa tysiące wziętych do niewoli, w listopadzie mówiło się, że liczba ta wzrosła do 12 tys. [potwierdzono źródłowo obecność 8397 jeńców w pierwszych dniach listopada]. Nadzór nad uwięzionymi przejęli od wojska funkcjonariusze NKWD: prowadzili dochodzenia, kazali wypełnić szczegółowe kwestionariusze, pobierali odciski palców z obu rąk, wykonywali zdjęcia z dołączonym numerem. Kwestionariusze zawierały szczegółowe pytania. Druha Ryszarda enkawudziści dodatkowo zapytali o służbę ojca, przynależność do harcerstwa, okoliczności dostania się do niewoli. Próbowano też wyciągnąć informacje, o czym jeńcy rozmawiają w barakach, czy ktoś z nich nie zataił swego stopnia wojskowego i czy są w salach zakamuflowani oficerowie. Dwa razy bohater tej opowieści był wzywany na przesłuchanie, niektórych brano częściej. Doprosy odbywały się w byłej cerkwi klasztoru Nilowa Pustyń, w dzień i w nocy. W tej samej cerkwi niekiedy wyświetlano filmy propagandowe, a propagandą zionęły także wypożyczane książki. Obowiązywał zakaz prowadzenia korespondencji z wyjątkiem listów kierowanych do władz sowieckich w Moskwie. Co jakiś czas przeprowadzano w salach niespodziewane rewizje konfiskując ocalałe dotychczas polskie książki i przedmioty metalowe, w tym łyżki i widelce. „Posiłki spożywano wyłącznie przy użyciu łyżki drewnianej, a kto jej nie miał, jadł jak człowiek pierwotny”.

Odpis listu matki Ryszarda Jeleckiego do rewolucyjnego komitetu z prośbą o uwolnienie syna. Z archiwum rodzinnego Reginy Kapicy

Powrót z Ostaszkowa

Jeńcy nie wiedzieli, czy w obozie działają tajne sądy sowieckie, nie znali losu im przypisanego. Transporty odjeżdżały, niektórzy jeńcy wracali do domów, innych wysyłano do obozów pracy przymusowej. Pozostawiano natomiast tych, przeciwko którym nadal toczyło się śledztwo, i już skazanych a czekających na konwój. Skazani mieli prawo wysłać jedną kartkę miesięcznie. Któregoś dnia, chyba 29 listopada 1939 r., wyczytano nazwisko Ryszarda Jeleckiego. Wszyscy wyjeżdżający mieli zabrać rzeczy osobiste i za godzinę zgłosić się do cerkwi. Okazało się, że do tego transportu wyznaczono nastolatków, część osób cywilnych oraz szeregowych i podoficerów, głównie rezerwistów. „Nie było wśród nas oficerów, żandarmerii, policji państwowej, służby więziennej itp., ci pozostali w obozie. Wszyscy pochodziliśmy z terenów zajętych przez Związek Radziecki”. Raz jeszcze przeprowadzono skrupulatnie rewizję i następnie grupy kierowano na przystań.

Był słoneczny, lecz mroźny dzień, utworzono kolumny po 40 osób, ogółem było około 800 osób. Bez konwoju zbrojnego grupy dotarły na rampę kolejową, tu kazano byłym już więźniom Ostaszkowa wsiąść do wagonów towarowych wyposażonych w prycze, ze zbiornikami na wodę do picia i węglowymi piecykami. Wydano im suchy prowiant, podczas jazdy pociągu drzwi do wagonów były otwarte. W Połocku pociąg odstawiono na bocznicę i kolumny transportowanych poprowadzono uliczkami miasta do stołówki. „Musieliśmy sprawiać żałosny widok, gdyż wiele kobiet płakało. Może kojarzyły nas ze swoimi bliskimi. Wtem jedna z grup podjęła żołnierską pieśń, za jej przykładem poszły inne – wojsko zaczęło śpiewać. Słysząc polskie pieśni do kolumny podchodziły poszczególne osoby, przeważnie kobiety, zadając po polsku pytania – co za jedni, skąd, dokąd?”. W stołówce nakarmiono ich do syta, ten jedyny raz od wzięcia do niewoli, dano im nawet kawałek mięsa. W drodze powrotnej maszerujący znów podnieśli żołnierski śpiew i jak poprzednio podchodziły do nich kobiety, „…wciskały zawiniątka z żywnością, słyszało się polską mowę. Przy wagonach było całe zbiegowisko ludzi młodych i starych. Prosili o darowanie pamiątki. Cóż mógł dać żołnierz – jeniec? Brali guziki z orzełkiem. Przy moim płaszczu pozostał tylko jeden. Nie spodziewałem się, że w Połocku mieszka tylu Polaków”.

Pociąg dojechał do Wilejki, wagony wraz z funkcjonariuszami NKWD zaś zawrócono w kierunku Połocka, a uwolnieni jeńcy czekali na podstawienie pociągu osobowego. O zmierzchu tak się stało, sporo pasażerów wysiadło z niego w Mołodecznie, pozostali ukończyli jazdę w Lidzie. Stąd każdy miał dostać się do domu na własną rękę, ale pociągi rozkładowe odjeżdżały dopiero rano, Ryszard bez dokumentów i pieniędzy wcisnął się na poczekalnię. Zauważył dwóch znajomych podoficerów z Grodna. „Obaj nie byli w Ostaszkowie. Jeden z nich rozpoznał mnie. Poinformował, że matka oczy wypłakała, wręczył mi 100 złotych i radził, abym nie kontynuował jazdy pociągiem, a zabrał się do Grodna najbliższym autobusem przez Skidel. Postąpiłem zgodnie ze wskazówkami”.

Legitymacja kawalera Orderu Virtuti Militari Ryszarda Jeleckiego. Z archiwum rodzinnego Reginy Kapicy

Tymczasem do częściowo opustoszałego obozu w Ostaszkowie NKWD zwoziło funkcjonariuszy Policji Państwowej i służby więziennej, żołnierzy z Korpusu Ochrony Pogranicza, osoby cywilne oskarżone o pracę w „sanacyjnym aparacie przemocy”, niewielkie grupy osadników wojskowych, księży i ziemian. Razem zebrano 6570 osób, wśród nich było tylko 400 oficerów. Przesłuchiwania łączono z torturami, warunki bytowe były tu gorsze niż w obozach oficerskich w Kozielsku i Starobielsku. 4 kwietnia 1940 r. zaczęto rozstrzeliwanie ofiar dowożonych z obozu w Ostaszkowie do miasta Kalinin (Twer). Bestialską operację zakończono 19 maja, zwłoki wynoszono z piwnic siedziby NKWD i wrzucano do dołów w lesie koło Miednoje.

Ryszard Jelecki powrócił do Grodna na początku grudnia. Radość matki i siostry zwielokrotnił pierwszy list od męża (ojca) z Litwy. Wkrótce sierżant Mikołaj Jelecki uciekł z tamtejszego obozu, rodzina razem spędziła święta Bożego Narodzenia i powitała nowy 1940 rok. Powtarzano w Grodnie wieści o formowaniu przez gen. Władysława Sikorskiego wojsk polskich we Francji.

Druga część historii Ryszarda Jeleckiego

Adam Czesław Dobroński