Czasami stare rzeczy kryją w sobie wiele tajemnic. Tak się stało w przypadku szafy, którą mój kolega wypatrzył w pewnym domu w Bereśniach koło Baranowicz.
To była stara szafa, a na niej tajemnicze inicjały H.B. oraz napisane po polsku nazwisko Boberowa. To stało się początkiem historii o ludziach, którzy mieszkali tu dawnej. Dzięki zbiegowi pewnych okoliczności poznałem w sieciach społecznościowych osobę spokrewnioną z byłymi właścicielami owej szafy. Pani Elżbieta Jalowska ma kresowe korzenie, mieszka w Sopocie. Interesuje się genealogią swojej rodziny, zbiera dane o przodkach mieszkających w okolicach Baranowicz. Podczas pracy nad artykułem korzystałem ze wspomnień, które uprzejmie mi udostępniła oraz zdjęć opowiadających o życiu przed wybuchem II wojny światowej kilku szlacheckich rodzin z tych terenów. O wspomnianej wyżej szafie też będzie mowa.
Jak się okazało, majątek Bereśnie położony w powiecie baranowickim należał do rodziny Bereśniewiczów. Przed wojną jego właścicielami byli Fabian Otto Bereśniewicz oraz jego żona Anna z Jurewiczów. Anna Bereśniewiczowa była kobietą pełną życia, z poczuciem humoru, zawsze uśmiechnięta i wesoła. Właściciele majątku mieli syna Karola, który poślubił kuzynkę Halinę, córkę brata swojej matki Józefa Jurewicza (to właśnie jej inicjały są wypisane na szafie).
Do dworu w Bereśniach wjeżdżało się 300-metrową aleją wysadzaną brzozami, olchami i lipami. Dwór był stary, ponaddwustuletni, drewniany.
Rodzina Bereśniewiczów była spokrewniona z rodziną Adamowiczów, którzy bywali w majątku w Bereśniach. Podczas wakacji przyjeżdżał do dworu krewnych młody Stanisław Adamowicz, pomagał synowi właścicieli Karolowi przy gospodarstwie, także chadzał na spacery do pobliskiego lasu, jeździł z babką bryczką do Stołowicz po zakupy, a w niedzielę do kościoła, gdzie co tydzień spotykało się całe towarzystwo z okolicy. Kiedy Stanisław miał już dosyć życia w Bereśniach, brał rower i przepadał na kilka tygodni w sąsiednim Wyżpolu, należącym do Józefa Jurewicza i jego żony Marii z Kalinowskich.
Majątek Wyżpol został wyłoniony z dużej niegdyś majętności Drohobyl. Do Wyżpola jechało się polnym traktem przez wieś Ciukantowicze, a następnie polaną porosłą gęstym poszyciem powstałym po wyciętym lesie. Wieś Ciukantowicze należała kiedyś do Bereśni, zamieszkiwali ją nie chłopi, lecz szlachta zaściankowa. Ciągnąca się przez trzy kilometry poręba była własnością Radziwiłłów z Nieświeża. Z poręby wyjeżdżało się na otwartą przestrzeń pól uprawnych, które ciągnęły się aż do horyzontu. W lewo polna droga prowadziła do widocznych w dali zabudowań wsi i byłego majątku Drohobyl, który odziedziczyła po ojcu Maria Józefa z Jurewiczów Jacewiczowa. Wraz z mężem Bonifacym Jacewiczem mieszkała w zwykłej chłopskiej chacie. Bonifacy swych gości gonił do roboty podczas sianokosów: do suszenia, zbierania, zwożenia i układania siana w stodole oraz innych tego typu prac. Nie było łatwo, ale młodzi chętnie zabierali się do pomocy, nie zważając np. na upały.
Jeszcze dalej, z prawej strony od traktu, znajdowały się sad i zabudowania dworu Wyżpol. Dojazd prowadził wzdłuż sadu na przeciągu 100 m. Aleją ze szpaleru młodych lip wjeżdżało się na olbrzymi majdan, skręcało się w prawo na podjazd obok klombu przez duży podcień dworu. Wokół domu mieszkalnego, wzdłuż alei i majdanu znajdował się sad, w którym stały ule, za sadem zaś rozpoczynał się las liściasty.
W Bereśniach mieszkali też inni Bereśniewiczowie – rodzeństwo Fabiana Bereśniewicza: jego niezamężna siostra, Stefania Bereśniewiczówna oraz brat Kazimierz z żoną Heleną i córką Ewą. Podczas którychś przedwojennych wakacji odbył się ślub Ewusi z Kazimierzem Boberem, porucznikiem żandarmerii wojskowej w Baranowiczach. Podobnie Ewa była kolejną właścicielką znalezionej szafy, gdyż na niej prócz wyżej wspomnianych inicjałów widniało jej nazwisko.
Według rodzinnych wspomnień, wesele Ewy i Kazimierza było huczne i wystawne, z udziałem wojskowej orkiestry dętej. Mąż Ewy porzucił jednak służbę wojskową i zajął się pszczelarstwem. Stopniowo doszedł do 200 uli, został cenionym fachowcem w wojewódzkim kółku pszczelarskim. Jego ule stały w ogrodzie przylegającym do dziedzińca i z drugiej strony do alei wjazdowej do dworu. Kazimierz Bober, pracując przy pszczołach, nigdy nie zakładał specjalnego ubrania i nie zabezpieczał się specjalnie. Owady potrafiły go rozpoznać i nigdy się nie zdarzyło, aby go użądliły. Panna Stefania również miała kilka uli, lecz doglądała je w sposób dość nieudolny.
Niestety dwory w Bereśniach i Wyżpolu nie przetrwały wydarzeń wojennych, spotkał je podobny los jak większość dworów na terenie obecnej Białorusi. Nie pozostało również śladu po budynkach gospodarczych. Starsze pokolenie Bereśniewiczów po wojnie przeniosło się do Polski. Zamieszkali oni w Mikoszewie niedaleko Gdańska. Ewa Bober wyjechała do Polski dopiero w latach 50., mieszkała w Sopocie.
W Bereśniach jedyną pozostałością po dawnych czasach jest aleja niegdyś prowadząca do dworu. Młode kiedyś lipy są obecnie już sędziwe i potężne. Nic już tu nie przypomina o dawnym życiu. No chyba pszczoły… Po dawnym właścicielu Kazimierzu Boberze pozostała pasieka. Po wojnie, w 1945 roku, założono tam państwową hodowlę pszczół. Ale to już inna historia…
Ilustracja na górze artykułu: dwór w Bereśniach. Fot. ze zbiorów Elżbiety Jalowskiej
Grzegorz Pawłowski