Ciekawym miejscem na turystycznej mapie wschodniej Białorusi jest Połock. Można tu trafić, jadąc na przykład z Głębokiego – jednego z najbardziej na północny-wschód wysuniętych miasteczek II RP – drogą na Witebsk.
Kiedy na lekcjach historii pojawia się temat polskiego parlamentaryzmu w dawnej Rzeczpospolitej, uczy się – a przynajmniej uczono – że poza sejmem centralnym, złożonym z Króla, Senatu oraz Izby Poselskiej, istniały również sejmiki ziemskie, a więc zgromadzenia lokalne, które, w zgodności ze zwyczajową nazwą przypadały w liczbie jednego na określoną jednostkę terytorialną, mniejszą od województwa.
I w zasadzie jest to prawdą: danej ziemi (na Litwie: powiatowi) odpowiadał jeden sejmik. Na tym tle ciekawy przypadek stanowiło województwo połockie – jedno z najmniejszych – w sensie populacyjnym – w I RP. Było tak rzadko zamieszkałe, że nie podzielono go na mniejsze jednostki i nie zwoływano sejmików innych niż połocki. Mimo swoją peryferyjność palatinatus cieszył się rzadkim przywilejem zgłaszania kandydatów na wojewodę.
Ale Połock jest interesujący również z innego względu. Wszyscy (np. na lekcjach historii właśnie) słyszeli o Jozafacie Kuncewiczu, najważniejszym świętym kościoła greckokatolickiego, czyli unickiego – do momentu kasaty najważniejszego wyznania na terenie dzisiejszej Białorusi. Owoż Kuncewicz był unickim biskupem, czy też, jak kto woli, władyką właśnie w Połocku – chociaż zamęczony został w nieodległym Witebsku.
Kościół, w którym posługiwał Kuncewicz, to odebrany grekokatolikom w XIX wieku sobór sofijski: świątynia może nie tak imponująca, jak jej kijowska imienniczka, ale równie wiekowa, sięgająca XI wieku, natomiast jako wzniesiona u ujścia Połoty do Dźwiny, bardziej od tamtej malowniczo położona. Architektoniczną dominantę kościoła/cerkwi stanowią urokliwe wieżyczki wykonane w stylu baroku wileńskiego.
DSK