Bohater tej opowieści urodził się w Grodnie 5 marca 1923 r. w rodzinie Mikołaja i Bronisławy z Baranowskich. Ojciec był uczestnikiem wojny 1919-1920, następnie podoficerem zawodowym w grodzieńskim 76. Lidzkim Pułku Piechoty im. Ludwika Narbutta. Ryszard uczył się w Państwowym Gimnazjum Męskim im. A. Mickiewicza, wstąpił do harcerstwa, należał do drużyny piłkarskiej.
Szesnastoletni druh wziął udział w obronie Grodna w dniach 20-21 września 1939 r. Aresztowany przez Sowietów uniknął śmierci dzięki staraniom matki. Zachowało się podanie – może to jedyny taki dokument? – do Rewolucyjnego Komitetu miasta Grodna z prośbą o zwolnienie syna, o którym matka napisała, że był on tylko sanitariuszem, a nieznana nam pielęgniarka to potwierdziła. R. Jelecki został wywieziony do obozu NKWD w Ostaszkowie. I tym jednak razem dopisało mu szczęście, bo po śledztwie został zwolniony i z przygodami powrócił na początku grudnia do domu. Wkrótce z obozu internowania na Litwie uciekł ojciec Mikołaj i rodzina Jeleckich spędziła razem święta Bożego Narodzenia oraz powitała 1940 rok.
„Turyści” Sikorskiego
Tak nazywano ochotników zmierzających z ziem II RP, okupowanych przez Niemców i Sowietów, do odtwarzanego we Francji Wojska Polskiego. Próbę taką podjęli również Mikołaj i Ryszard Jeleccy z kolegą Stanisławem Ferensem. Nie znamy szczegółów, są poszlaki, że syn został aresztowany przez milicjantów w pobliżu granicy z Węgrami już 2 lutego 1940 r., a ojciec później, bo w połowie tegoż miesiąca. Zabrakło szczęścia? Przedsięwzięcie było za słabo przygotowane?
Ryszarda milicjanci przekazali NKWD. Przewieziono go do więzienia w Stanisławowie i umieszczono w celi zbiorowej (więzienia były przepełnione), pobrano odciski palców, rozpoczęto śledztwo. Obowiązywał zakaz wysyłania korespondencji. Młody więzień chyba nie był torturowany, bo nie wspominał o biciu w późniejszych relacjach. A w zeznaniach musiał być przekonywujący i konsekwentny – nie zaliczono go do dążących do obalenia ustroju. W drugi dzień Wielkanocy – 25 marca 1940 r. – dołączono Ryszarda do transportu i powieziono do więzienia w Nieżynie na północnej Ukrainie. Tu nie prowadzono przesłuchań, zatrzymani czekali na wyrok z Moskwy. Odczytano go więźniowi w maju – 5 lat łagrów. Za dużo, by mówić o łagodnym wymiarze, ale nie był to wyrok odbierający nadzieję. W dodatku oznajmiono, że młodociany „wróg ludu” będzie na razie przebywał w domu poprawczym. Wraz z kilkoma niepełnoletnimi przewieziono go w wagonie więziennym (stołypince?) do Kijowa, a ze stacji samochodem do isprawitielno-trudowoj kołonii (obozu poprawczo-roboczego nr 1 przy ul. Krasnoarmiejskiej 1). Ojciec Mikołaj był więziony aż w Odessie i już w kwietniu 1940 r. został wywieziony do łagru w m. Uchta na Kołymie. To był właściwie wyrok śmierci z prolongatą na nie wiadomo jak długo.
Listy
Zachował się list od Ryśka z Kijowa, wysłany 17 grudnia 1940 r., adresowany do drogiej Mamy i siostry Ireny. Syn żalił się, że nie otrzymuje listów z domu, choć wcześniej dostał nawet paczkę. Zagadkowe, że dwukrotnie Ryszard powtórzył kategoryczną prośbę do Ireny, by nie pisała do Staśka, pewnie przebywającego w tej samej kołonii i podpadniętego (za co?). Przyznał się, że chorował na malarię i przestał chodzić do szkoły, bo ma taką pracę. Zaczęli przygotowania do świąt, odnowili pokój, przygotowują gazetkę i zrobili portrety (Dziadka Mroza?). Padło i pytanie o wygląd Grodna, piszący natomiast, wiedząc o obozowej cenzurze, nie wspomniał w ogóle ojca. „Bądźcie zdrowi, całuję Was mocno. Rysiek” – napisał na zakończenie. W post scriptum znalazły się pozdrowienia dla licznych koleżanek i kolegów.
Zachował się też list ojca Mikołaja z 8 kwietnia 1941 r., a więc już po roku zesłania i po przebytej zimie syberyjskiej. Wąski paseczek bibułki zapisanej dwustronnie, starannie, wyraźnymi bukwami, choć po 80 latach nie wszystko można odczytać. Łagiernik dobrze rozumiał, że sytuacja jego najbliższych, pozostających w Grodnie, jest bardzo trudna. Martwiło go, że nie mógł pomóc rodzinie. Przebywał w szpitalu obozowym jako chory na serce, ale uspokajał, że już czuje się dobrze. Prosił o częste pisanie z domu, bo to krzepi, pomaga żyć. Pytał, czy dziadek wciąż choruje? Czy Irenka już jest duża? Nie chciał, by się o niego martwiono.
Uratowani
Zapisy ewidencyjne (wojskowe) potwierdzają, że Mikołaj i Ryszard Jeleccy dotrwali do tzw. amnestii, którą władze sowieckie objęły obywateli polskich po podpisaniu 30 lipca 1941 roku układu Sikorski-Majski. Mikołaj został zwolniony z łagru 20 października 1941 r. i szybko, bo już 16 listopada, dotarł do m. Tockoje, gdzie formowano między innymi 19. Pułk Piechoty Armii Polskiej w ZSRR. Czterdziestoletni podoficer zmienił jeszcze kilkakrotnie swą przynależność służbową, z 15. Pułkiem Ułanów Litewskich odbył kampanię włoską. Awansował do stopnia starszego wachmistrza, otrzymał Brązowy Krzyż Zasługi z Mieczami i Krzyż Monte Cassino oraz liczne odznaczenia brytyjskie. Był na froncie, ale bliżej dowództwa niż nieprzyjaciela.
Trudniejszą drogę do 2 Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa miał Ryszard Jelecki. W czerwcu 1941 r., prawdopodobnie tuż po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, został przesłany z Kijowa do łagru w rejonie Kirowa, a potem jeszcze zaliczył łagry: Słobodskoje, Pierwomajsk, Oktiabrskij. Jak to możliwe, że mimo ogłoszenia wspomnianej amnestii obrońca Grodna aż do 4 marca 1942 r. był łagiernikiem? Nie tylko zresztą on. Komendanci łagrów starali się jak najdłużej przetrzymać zwłaszcza młodszych zdrowych Polaków, by obóz mógł wyrobić narzucone mu plany produkcyjne pozyskania drewna z tajgi, wydobycia rudy i węgla. Niektórzy długo więzieni decydowali się na ucieczki, odmawiali wychodzenia do pracy. Ryszard w tym czasie przeszedł kilka plag syberyjskich, w tym krwawą dyzenterię i czerwonkę. Z 60 współwięźniów zimą z 1941 na 1942 r. zmarło dwudziestu – co trzeci. A przecież oficjalnie byli już wolni, mogli założyć mundury żołnierskie. Prześmiewczo brzmi dopisek, że zwalniając Ryszarda z łagru oddano mu z depozytu zegarek i złoty pierścionek, który pewnie dostał od matki na drogę „do Sikorskiego”. Nie oddano straconych miesięcy i zdrowia.
Kawaler Orderu Virtuti Militari
Darujmy sobie dokładny opis szlaku bojowego Ryszarda Jeleckiego. Do Wojska Polskiego wstąpił 16 listopada 1942 r., zbliżał się do 20. roku życia. Wzięto go do artylerii, ukończył kurs kierowców i łączności, a zimą z 1942 na 1943 r. w Palestynie dopełnił edukację zaczętą w Grodnie i ze świadectwem małej matury gimnazjalnej mógł zostać podchorążym. Nawiasem mówiąc to była wyjątkowa zima dla Ryśka, jakby w nagrodę za więzienia i łagry. Miło bowiem płynął czas junakom i kadetom w towarzystwie młodszych ochotniczek: obili wycieczki, uczyli się i marzyli. Decyzją gen. Andersa na Bliskim Wschodzie utworzono sieć różnorodnych szkół z myślą o kształceniu młodej kadry wojskowej, ale i fachowców do odbudowy kraju ze zniszczeń.
R. Jelecki w 1959 r. opisał walki o zdobycie wzgórza Monte Cassino, przełamanie niemieckich pozycji blokujących drogę do Rzymu. Pułk Artylerii Ciężkiej miał wspierać szturmującą piechotę. Ryszard, choć tylko w stopniu kanoniera, jednak wykonywał odpowiedzialne zadania radiooperatora w plutonie łączności. Łączność zaś odgrywała ważną rolę, a sama była celem dla artylerii wroga i dywersantów. Żeby prowadzić celny ogień na zakryte stanowiska niemieckie, należało pod kulami i odłamkami pocisków ustawicznie usuwać uszkodzenia sieci. Walki nie skończyły się na zajęciu 18 maja wzgórza klasztornego, oddziały polskie kontynuowały między innymi natarcie na Piedimonte.
„W godzinach rannych dnia 22 maja, niedługo przed wyznaczonym terminem kolejnego natarcia, na teren wzgórza spadło w krótkich odstępach czasu kilka silnych nawał ogniowych. Jedna z nich zaskoczyła mnie na stromym, skalistym zboczu wzgórza przy przeprowadzaniu kontroli uszkodzonego podczas poprzedniego ostrzału połączenia kablowego. (…) Silny podmuch bliskiego wybuchu spowodował krótką utratę przytomności i równowagi, w wyniku czego poleciałem po skalistym zboczu kilka metrów w dół. Rany zadane odłamkami (prawa strona głowy i lewe podudzie) okazały się niegroźne, natomiast kontuzja spowodowana upadkiem (rana cięta głowy, uraz prawego biodra i kręgosłupa, ogólne stłuczenie i zadrapanie) była bardzo bolesna. Po opatrzeniu ran i zaaplikowaniu zastrzyków uśmierzających ból zostałem zniesiony do jaru. Mimo odczuwania ciągłego bólu, przechodzącego w ostry przy każdej próbie zmiany pozycji lub podniesieniu się – odmówiłem ewakuacji. Urazy traktowałem jako wynik silnego stłuczenia się – władzę w nogach i rękach posiadałem. Tocząca się walka i świadomość, że ból minie, że jestem potrzebny i nawet w takim stanie mogę się przydać przy radiostacji zdecydowały, że pozostałem na stanowisku”. Za ten czyn 21-letni grodnianin dołączył do elitarnego, zasłużonego grona kawalerów Krzyża Orderu Virtuti Militari. W lutym 1945 r. ukończył z trzecią lokatą na 114 elewów – był bardzo dobry! – szkołę podchorążych rezerwy artylerii.
Gdzie wrócić?
Mikołaj i Ryszard Jeleccy wraz z zakończeniem wojny musieli podjąć chyba najtrudniejszą decyzję życiową: wrócić do Grodna, czy zostać na emigracji i czekać na wojnę z Rosją, w co wierzył gen. Władysław Anders. Obaj odczuwali skutki więzień i łagrów, dobrze wiedzieli, na co stać „ruską władzę”. Ale też obaj tęsknili do najbliższych. Tymczasem jednak Bronisława Jelecka przyjechała z córką Ireną do Białegostoku, gdzie mieszkali jej rodzice Baranowscy. Tu znaleźli bezpieczną przystań.
Kapral pchor. Ryszard w listopadzie 1945 r. rozpoczął kurs maturalny, a w lipcu następnego roku zawarł w Mediolanie ślub z Włoszką Haliną Gabriellą Fadanelli. Nie w pełni Włoszką, bo pochodziła z mieszanej rodziny, a młode lata spędziła w Leningradzie. Sytuacja jeszcze bardziej się więc skomplikowała, Jeleccy postanowili poczekać, przemieścili się do Anglii, gdzie z myślą o rozbitkach powstał Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia. Ryszard uzyskał dużą maturę, urodziła się mu córka Regina.
Pierwszy przypłynął do Gdyni Mikołaj i dołączył do rodziny urządzonej w Białymstoku. Ryszard miał trudniejszy wybór, dopiero w listopadzie 1948 r. pojawił się z żoną i córką w Białymstoku. Tu urodziła się ich druga córka Gabriela, która mieszka we Włoszech. Ryszard podjął pracę, był aktywny w ruchu kombatanckim. To już jednak inna opowieść. Grodno było blisko, lecz i daleko.
Ps. Współautor artykułu Robert Wróblewski, skoligacony z Jeleckimi, posiada bogatą dokumentację przechowaną przez Reginę Kapicę (Jelecką), córkę Ryszarda. Z tej kolekcji pochodzą też zdjęcia.
Pierwsza część historii Ryszarda Jeleckiego
Adam Czesław Dobroński
Robert Wróblewski