Siła słowa Juliusza Słowackiego

Rozbiory Polski to był rozbój w biały dzień. Podcinał wiarę w jedność europejskiego etosu, który z jednej strony korzeniami sięgał greckiej filozofii polityki, gdzie polityka jest najważniejszą dziedziną moralności, a nie wolną od moralności sztuką kłamstwa, podstępu, intrygi, przekupstwa i brutalnej siły. Z drugiej zaś, chrześcijańskiej idei pokoju opartego na prawie do samostanowienia narodów, wyraźnie doprecyzowanej przez Pawła Włodkowica.

Okazało się, że to fikcja, że oświeceni monarchowie europejscy zdolni są do wszystkiego, a usprawiedliwienie dla swych zbrodniczych działań czerpią z natchnienia tzw. filozofów, tak zwanych, bo w większości byli to ludzie słabi i przekupni. Chodzi głównie o encyklopedystów, a tak naprawdę sofistów, zdolnych sprzedać swoją wiedzę i umiejętności, jak choćby Diderot, któremu pensję wypłacała Niemka, ale rosyjska caryca Katarzyna II.

W tym kontekście walka o niepodległość Polski i prawa Polaków, to nie była tylko nasza polska sprawa, ale prawa z gruntu europejska. Tak właśnie kwestię tę postrzegał Juliusz Słowacki, który był świadom, że odejście od moralności w polityce pociągnie za sobą kolejne napaści jednych państw na drugie, a Europa stanie się wielkim teatrem wojny. Walka o naszą wolność była więc nie tylko odruchem kogoś pokrzywdzonego czy pragnieniem zemsty, ale posiadała swój głębszy podkład kulturowy i cywilizacyjny. Stąd właśnie w utworach Słowackiego, w których podejmowany jest temat niepodległości, mamy do czynienia z podejściem zarazem głębokim, jak i finezyjnym. Niepodległość to nie tylko wolne państwo, to również naród wolny, czyli taki, który stoi na wysokim poziomie kultury. A my mieliśmy taką kulturę, której zaprzeczeniem było prusactwo i carat, porażające w swym dążeniu, aby władza mogła uczynić wszystkich swoimi nie tylko poddanymi, ale po prostu niewolnikami i to niezależnie od obywatelstwa i zajmowanego stanowiska.

Scena ze spektaklu „Balladyna” Teatru Narodowego w Warszawie, Fot. Robert Jaworski

Ale jak dziś tę polskość odzyskiwać? Czym jest polskość? Zwróćmy uwagę na jeden choćby aspekt. Polskość drży na różnych tonach emocji, niezwykle rozbudowanej, bogatej. U nas wszystko, choć nie w ten sam sposób, jest emocjonalne. To jest nasz skarb, ale jako pewien potencjał. To znaczy my musimy w sobie tę emocjonalność rozwinąć, by zawsze była na właściwym miejscu, by nie spuszczać jej z hamulców, ale też jej nie zadusić. To jest bardzo trudne. Są narody, które przekreśliły emocjonalność uznając ją za stan z gruntu zły, stąd nieokazywanie uczuć jest kryterium pozytywnej oceny człowieka, inne z kolei emocjonalność, uznają za najwyższy przejaw człowieczeństwa, stąd brak emocji lub kontrolę emocji uznają za brak szczerości, czyli też coś złego. My natomiast dysponujemy taką skalą emocji, że wszystko, ale w odpowiedni sposób, musi być emocjonalne. To jest nasza polska kultura uczuć, której jednak musimy się uczyć, żeby czuć się swobodnie. Otóż podstawową szkołą tej nauki jest polska literatura klasyczna, która poprzez język, osoby, a właściwie osobowości i sytuacje stwarza możliwość wyrażania najrozmaitszych uczuć i to właśnie w różnej skali.

Musi to być jednak słowo mówione, bo dopiero wtedy słyszymy różną wysokość dźwięku, rozpoznajemy melodię frazy czy falowanie intonacji. Dziś w teatrze, w filmie, w mediach, w szkole, na uniwersytetach taki język nie istnieje. Trudno w to uwierzyć, ale takiego języka nie ma. Owszem, może to być język nawet oprawny, gramatyczny, i na tym koniec, reszta to szwargot, żwir, monotonia, nuda albo irracjonalny krzyk czy zwykłe darcie. Właściwie od nowa musimy uczyć się polskości poprzez język. A tu Słowacki wylatuje ku nam jak ptak, który zabierze nas na swoje skrzydła i pokaże te wszystkie piękności, cuda, cudeńka, którym na imię Polska.

Każdy polski pisarz, jeśli był polskim pisarzem, wszystko jedno, czy chodziło o powieści, czy o poezję, gdy tylko dotknął dzieł Słowackiego, nie rozstawał się z nimi do końca życia. Bo to jest polska dusza zaklęta w słowie. Takiego słowa się nie naśladuje, ono jest niewyczerpanym źródłem inspiracji i dlatego taki kontakt jest zawsze twórczy i potrzebny. Ale trzeba mieć polską duszę, kto jej nie ma, ten ani nie zrozumie, ani nie będzie tego potrzebował. Jego sprawa. I ciekawa rzecz, gdy Mickiewicz to jest bezdyskusyjnie nasz grunt, nasza ziemia, to Słowacki z kolei uchwycił w naszym języku coś tak delikatnego i ulotnego, jakby nitkę babiego lata, że powstaje jakiś zaczarowany świat, mocą gry wyobraźni. Kochał Słowackiego Sienkiewicz, ale kochał i Józef Conrad, który wprawdzie pisał po angielsku, ale duszę miał zawsze polską.

Przywracając Juliusza Słowackiego w pełnym blasku i sile jego słowa, odzyskujemy naszą duszę i stajemy się na powrót Polakami. Zmywamy ten brud zaborów, okupacji, komuny, odzyskujemy nieskazitelną biel wdzięku i polotu, męstwa i serdeczności, nadziei i zwycięstwa

Piotr Jaroszyński