Koniec listopada 1812 roku, okolice Borysowa… Napoleon, opracowawszy plan przeprawy przez Berezynę – stanowiącej jedyny możliwy ratunek dla pozostałości Wielkiej Armii – musiał go jeszcze wdrożyć w życie. Nie było to zadaniem łatwym.
23 listopada wydarzenia potoczyły się dokładnie tak, jak przewidział „mały kapral”: dzięki działaniom marszałka Oudinota i gen. Dąbrowskiego Rosjanie Cziczagowa zostali wyparci z lewobrzeżnego Borysowa, jednak podczas ewakuacji spalili jedyny w okolicy most na Berezynie. Szczęście w nieszczęściu, taki rozwój wypadków dawał Francuzom wytchnienie od armii dunajskiej – dopóki znajdowali się na wschód od rzeki.
Jednocześnie grupie zwiadowców udało się znaleźć w rozmarzniętej Berezynie dogodny bród. Znajdował się on kilkanaście kilometrów na północ od Borysowa, naprzeciw miejscowości Studzianka. Inżynierowie i saperzy – w tym dający w tej kampanii liczne dowody najwyższego poświęcenia Polacy – pod komendą gen. Eblé natychmiast przystąpili do budowy dwóch mostów, na potrzeby których rozebrano okoliczną cerkiewkę.
Ze względu na skrajnie niską temperaturę powietrza, a zwłaszcza wody, wielu budowniczych stojących w Berezynie po pas – w tym również gen. Eblé – przypłaciło swą ofiarność życiem… Dodatkowy problem stanowiła kra, która pojawiła się wskutek stajania rzeki. Dodajmy, że bryły lodu musiały być naprawdę pokaźne solidne, skoro ich napór sprawił, że jeden z mostów zrywał się ponoć czterokrotnie.
Wielka Armia – licząca w tym momencie nie więcej niż 27 tys. żołnierzy – poczęła przeprawiać się przez rzekę 26 listopada. Czy mosty wytrzymają? Wytrzymały. Pierwszy sukces. Drugim – dzięki Oudinotowi – było wyprowadzenie Cziczagowa w pole. Niezbyt rozgarnięty generał najpierw pomylił kierunki, udając się na południe od Borysowa, a kiedy wreszcie dotarł naprzeciw Studzianki, przeciwnik pilnował już prawego brzegu.
Tymczasem marszałek Victor stawał na głowie, by nie dopuścić Wittgensteina do miejsca przeprawy, a polscy generałowie – by utrzymać przyczółek. 29 listopada, ok. godziny 8-9 rano, po tym jak WA – osobno piechota, osobno artyleria i ekwipaże – przeszła Berezynę, Napoleon nakazał spalić mosty, przez które, jak pisze znawca tamtych wydarzeń Robert Bielecki, „zdążył przejść jeszcze nocą Victor”. Droga na zachód została odblokowana.
Na koniec – słowo komentarza. W języku francuskim termin la Bérézina stanowi synonim klęski. Trudno o głupszą asocjację! Fakt, iż okrążonemu z czterech stron Napoleonowi udało się wydostać z okrążenia, stanowi majstersztyk sztuki wojskowej. Gdyby coś poszło nie tak, Cesarz Francuzów dostałby się do niewoli, a fakt ten położyłby koniec wspaniałej epopei nie pod Waterloo, ale trzy lata wcześniej.
Ciąg dalszy nastąpi.
Dominik Szczęsny-Kostanecki